Ka: Nie lubię tej laski. Ona nie pasuje do naszej rodziny.
M: To wybór Twojego brata. Musisz ją zaakceptować i tyle.
Ka: Ale ja jej nie lubię.
M: To włóż ich zdjęcie do zamrażalnika.
Ka: Po co?
M: Poleżą trochę w mrozie to i uczucia się ochłodzą... Może się rozejdą...
31.12.2014
30.12.2014
tak cię widzi
- Wyobrażasz sobie siebie na starość?
- Nie.
- Taka lampucera z kozą i kotem przy nodze.
- Nie.
- Taka lampucera z kozą i kotem przy nodze.
27.12.2014
16.12.2014
12.12.2014
Rozemocjonowany czytacz, czyli psotne oko w kłębach dymu
Mrówka czytał podesłany mu rozdział. Czytał, czytał i nagle pojawiła się konsternacja, gdy wyczytał:
[...] łamiących hałasujące krzaczki.
Co jest kurka, pomyślał, matka z dzieckiem łamaliby publicznie krzaczki i jeszcze beztrosko by te krzaczki hałasowały? Wrócił wzrokiem do tekstu i przeczytał ponownie:
[...] karmiących hałasujące kaczki.
Hm, czas przewietrzyć komnatę, dym przysłania tekst!
[...] łamiących hałasujące krzaczki.
Co jest kurka, pomyślał, matka z dzieckiem łamaliby publicznie krzaczki i jeszcze beztrosko by te krzaczki hałasowały? Wrócił wzrokiem do tekstu i przeczytał ponownie:
[...] karmiących hałasujące kaczki.
Hm, czas przewietrzyć komnatę, dym przysłania tekst!
11.12.2014
Dziwne
Wczoraj odkrył, a może przypomniał sobie, że jest histerykiem. Dziś nocą przyśniła mu się baba z wąsem i brodą. Już nie może doczekać się jutra...
9.12.2014
3.12.2014
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Drogi pamiętniczku w chuj cię nienawidzę, zupełnie jak tego jebanego życia, pokurwionych świątecznych piosenek i słodkojebliwych ozdóbek, w które zaplątano miasto. Pierdol się świecie!
1.12.2014
26.11.2014
wiara w cuda
P: No i odezwij się czasami cholero! Daj znać, że żyjesz.
M: Dobrze. Przepraszam. Poprawię się.
P: Ty się poprawisz? Jak ty się poprawisz, to ja diabła w cugle wezmę.
M: Dobrze. Przepraszam. Poprawię się.
P: Ty się poprawisz? Jak ty się poprawisz, to ja diabła w cugle wezmę.
2.11.2014
Cel Pal
Miałeś kiedyś w życiu cel? Ja miałem. Od dziecka
była nim ucieczka. Już jako mały bajtek pakowałem swój zielono-żółty plecaczek
i próbowałem dać nogę z domu, w którym żyłem jak na obcej planecie. Miałem jednak
za krótkie nóżki i rączki, by dosięgnąć zamka blokującego mi drogę do wolności.
Siadałem wtedy pod drzwiami i wymyślałem ucieczkę w głowie. Wędrowałem w
nieznane tępo gapiąc się w ścianę. Z wiekiem udawało się uciekać coraz dalej,
aż dotarłem do miejsca, w którym znajduję się teraz. Niczego to nie zmieniło. Nie
dało mi wolności, szczęścia czy choćby zadowolenia. Wciąż uciekam, a Ty wiesz
chyba o tym najlepiej, bo od Ciebie też uciekam i to od samego początku.
Zmęczyło mnie to wieczne uciekanie. Chciałbym móc
się zatrzymać. Odpocząć. Osiąść i normalnie żyć. Mieć dom. Stałe grono
najbliższych ludzi. W domu Ciebie i rozmowy o codziennych sprawach. Dwa kubki z
parującą herbatą i film w taki wieczór jak ten. Później mógłbym podzielić się z
Tobą moją pamięcią. Opowiedziałbym Ci o tych świętach, na które dostałem
dziewczęce kapcie, bo innych mamie nie udało się zdobyć, a ja się z nich cieszyłem, bo były karmazynowe,
miękkie i ozdobione świecidełkami, na które połaszczyłaby się każda sroka. Śmiałbyś
się ze mnie, bo przecież wypaplałbym też to, że czułem się w nich jak mała
księżniczka. Ty też byś coś opowiedział, o innych świętach, albo o babci od
strony taty. Mógłbym się do Ciebie przytulić i zasnąć spokojnie nie mając z
tyłu głowy potrzeby czujnego snu, by w porę wstać i po cichu uciec z łóżka, by
rano nie było niezręcznej sytuacji, w której trudno się odnaleźć, gdy obcy
sobie ludzie po wspólnej nocy nie mają odwagi patrzeć sobie w oczy.
Chciałbym, ale gdy dzwonisz i pytasz czy możesz
przyjść, bo upiekłeś mi urodzinowe babeczki, mówię, że nie ma takiej opcji, że
mam inne plany, a gdy zaczynasz nalegać, że tylko na chwilkę, że momencik, bo
przecież tak się starałeś, atakuje jak pojebany – Mam ci dać dupy z
wdzięczności za te ciastka czy co?! Taki wielki wyczyn upiec te kilka babeczek?
Korona ci z głowy spadła, że teraz mam ją podnieść i przy okazji może paniczowi
loda strzelić?! Rozłączam się i beczę, bo nie wiem dlaczego tak się zachowuję. Chciałbym
przeprosić, ale myślę, że jak tylko otworzę usta to znów posypią się z nich złe
słowa. Lepiej w milczeniu dokończyć żubrówkę, która przyniesie wreszcie kilka
godzin snu bez snów. Później przeczytać opowiadanie, uśmiechnąć się i znów
zasnąć pijanym snem, by nie myśleć o tym, że ranię Cię tylko po to, żebyś Ty nie
mógł zranić mnie pierwszy.
31.10.2014
29.10.2014
16.10.2014
7.10.2014
popołudnie
Nagie męskie
ciało po zaspokojeniu podstawowych, czasami wręcz prymitywnych potrzeb,
zazwyczaj wzbudzało w nim czułość; wydawało się takie bezbronne i niewinne.
Tym razem
widok oklapniętego penisa, strużki spermy na udzie i perlistego od potu ciała
wydał mu się śmieszny. Miał ochotę wybuchnąć chichotem i musiał ugryźć się w
wewnętrzną stronę policzka, by tego nie zrobić. Przecież nie wypada się
chichrać, gdy samiec stanął na wysokości zadania i spuścił się spektakularnie w
odpowiednim czasie.
Przyglądał się
temu ciału z pewną dozą satysfakcji, bo przecież to on doprowadził je do stanu
zaspokojenia i wyczerpania. Po dłuższej chwili milczenia zrobiło mu się
niedobrze. Miał ochotę wsunąć do ust dwa palce i zwymiotować na to spocone
ciało, ale w obecnej chwili pewnie musiałby wepchnąć sobie do gardła całą dłoń,
by cokolwiek poczuć.
Satysfakcja
zmieniła się w niesmak. Przez chwilę zastanawiał się, jak wyglądałaby ta
sytuacja, gdyby leżała przed nim kobieta, ale nie był w stanie sobie tego
wyobrazić. Samiec spokojnie oddychał odpływając w pierwszą fazę snu.
Ubrał się
po cichu, choć miał ochotę na więcej, lub przynajmniej na prysznic. Spojrzał jeszcze
raz na śpiące ciało; biedny skurczony fiutek zasnął na prawym udzie i znów
wzbudził w nim tkliwe uczucia; miał ochotę go pocałować, bo to jedyna część
mężczyzny, która nigdy go nie okłamała, nie udawała i zawsze była wobec niego
szczera.
Wyszedł.
W mieszkaniu
zamiast pod prysznic, pierwsze kroki skierował do kuchni. Łyk zimnego piwa
spłukał z niego popołudnie. Z pokoju Młodego dobiegł go śmiech. Oparł się o
blat szafki, zapalił i pomyślał, że długa droga przed nim, o ile bezgraniczna
zachłanność jego organizmu nie zniweczy jego założeń na najbliższe lata.
6.10.2014
5.10.2014
Miał ochotę na seks. Taki zwykły, delikatny, z mizianiem i
wtulaniem się w siebie. Chciał się kochać i rozmawiać w łóżku o czymkolwiek,
oby rozmawiać. Chciał ugotować obiad i kimś go zjeść. Później zaparzyć dzbanek zielonej
herbaty i podać ją w tych pudrowo różowych, wysokich kubkach, które tak bardzo
lubi. Schować się razem pod puchatym kocem i wspólnie obejrzeć jakiś film.
Zajrzał do szafy w korytarzu. Na samym dnie znalazł pudełko
zdjęć. Zaniósł je do siebie i siedząc na podłodze przeglądał plik fotografii,
na których była tamta jesień pełna wycieczek. Słoneczna i przyjemna. Poszczególne
wspomnienia przyklejał do blatu kawowego stolika, jedne na drugich, aż powstała
gruba warstwa, którą pokrył bezbarwnym lakierem. Raz. Drugi. Trzeci.
Patrząc na skończone dzieło wrzeszczał sam na siebie. Wymyślał
sobie od kretynów i masochistów, bo przecież tylko kretyn może ozdobić mebel
przeszłością, by każdego dnia się nią katować. Może nie chce zapomnieć tej
jesieni. Może chce się nią karmić, by nigdy nie poczuć już głodu. Nażreć się
tych wspomnień aż do wyrzygania.
Nawdychał się oparów i wypił kilka piw. Ma ochotę na seks. Już
nie delikatny, a wyuzdany i ostry, taki, by mu się odechciało na najbliższe
lata.
4.10.2014
Siedzieli w jasno oświetlonym pokoju pijąc wino, które mu
nie smakowało; później zamienili je na słodki, lepki likier pozostawiający w
ustach pikantny posmak. Rozmowy kręciły się wokół błahych tematów, na które nie
miał wiele do powiedzenia, więc głównie milczał wlewając w siebie kolejne
porcje alkoholu. Milczał i głupawo się uśmiechał podnosząc lekko lewy kącik ust.
Zastanawiał się nad tym, z jaką łatwością niektórym przychodzi poznawanie
nowych ludzi, umawianie się z nimi, zapraszanie do domu, do własnego łóżka.
Dla niego nawet to mieszkanie było czymś na miarę małej
świątyni. Nie chciał jej dzielić z obcymi. Nie chciał by wchodzili do jego
świata, poznawali go patrząc na przedmioty znajdujące się w jego pokoju, bo
przecież one mówiły o nim tak wiele, o jego osamotnieniu i codziennym życiu, a
może nawet o głęboko skrywanych nadziejach, malutkich marzeniach. W jego łóżku
nigdy nie zawitał nikt, kto by nic nie znaczył, kto przyszedłby jedynie na
szybki seks, by później zostawić go w wilgotnej pościeli z nieprzyjemnym uczuciem,
które pojawiało się niemal za każdym razem, gdy pieprzył się z kimś obcym. Z uczuciem,
że przegrał wszystko.
Pomimo tego, że został zaproszony na to spotkanie, czuł się
zbędny. W powietrzu gęstniało napięcie i dobrze wiedział, że chłopcy chcą jedynie
przyssać się do siebie niczym glonojady do szyby akwarium. Schował do kieszeni
paczkę papierosów, podziękował za miły wieczór i wrócił do siebie z ulgą
rozlewającą się w nim przyjemnym ciepłem. Miał serdecznie dosyć obserwowania
tych ich spojrzeń pozostawiających niemal mokre ślady na szyjach, splatanych
paluszków, dłoni na udach i kolanach. Ostatnio często przebywał wśród par. Zazwyczaj
cieszy się cudzym szczęściem, jednak w ciągu kilku minionych tygodni czuł zazdrość
i podziw. Raz nawet zapytał: Jak wy to robicie, że jesteście razem tak długo i
wciąż się wam udaje, wciąż jesteście szczęśliwi? Chłopcy spojrzeli na siebie i
z nieukrywanym śmiechem jeden z nich powiedział: Normalnie. Kochamy się i raz
jest lepiej, raz gorzej, ale chcemy ze sobą być. I tyle.
Normalnie… co oznacza to pojęcie? Dla niego jest
abstrakcyjne i nawet, gdy próbuje je definiować i zdawać by mu się mogło, że
wpadł na dobry trop, to przychodzi do głowy pytanie – czy ktoś taki jak on, totalnie
popierdolony, może stworzyć coś normalnego? Zdaje sobie wtedy sprawę z tego, że
nie wszyscy urodzili się zdolni do bycia z drugim człowiekiem. Nie ma na co
narzekać, ma swoje książki i Zezowate Szczęście – to jego świat. Niczego więcej
w nim nie będzie.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)


