4.10.2014



Siedzieli w jasno oświetlonym pokoju pijąc wino, które mu nie smakowało; później zamienili je na słodki, lepki likier pozostawiający w ustach pikantny posmak. Rozmowy kręciły się wokół błahych tematów, na które nie miał wiele do powiedzenia, więc głównie milczał wlewając w siebie kolejne porcje alkoholu. Milczał i głupawo się uśmiechał podnosząc lekko lewy kącik ust. Zastanawiał się nad tym, z jaką łatwością niektórym przychodzi poznawanie nowych ludzi, umawianie się z nimi, zapraszanie do domu, do własnego łóżka. 

Dla niego nawet to mieszkanie było czymś na miarę małej świątyni. Nie chciał jej dzielić z obcymi. Nie chciał by wchodzili do jego świata, poznawali go patrząc na przedmioty znajdujące się w jego pokoju, bo przecież one mówiły o nim tak wiele, o jego osamotnieniu i codziennym życiu, a może nawet o głęboko skrywanych nadziejach, malutkich marzeniach. W jego łóżku nigdy nie zawitał nikt, kto by nic nie znaczył, kto przyszedłby jedynie na szybki seks, by później zostawić go w wilgotnej pościeli z nieprzyjemnym uczuciem, które pojawiało się niemal za każdym razem, gdy pieprzył się z kimś obcym. Z uczuciem, że przegrał wszystko.

Pomimo tego, że został zaproszony na to spotkanie, czuł się zbędny. W powietrzu gęstniało napięcie i dobrze wiedział, że chłopcy chcą jedynie przyssać się do siebie niczym glonojady do szyby akwarium. Schował do kieszeni paczkę papierosów, podziękował za miły wieczór i wrócił do siebie z ulgą rozlewającą się w nim przyjemnym ciepłem. Miał serdecznie dosyć obserwowania tych ich spojrzeń pozostawiających niemal mokre ślady na szyjach, splatanych paluszków, dłoni na udach i kolanach. Ostatnio często przebywał wśród par. Zazwyczaj cieszy się cudzym szczęściem, jednak w ciągu kilku minionych tygodni czuł zazdrość i podziw. Raz nawet zapytał: Jak wy to robicie, że jesteście razem tak długo i wciąż się wam udaje, wciąż jesteście szczęśliwi? Chłopcy spojrzeli na siebie i z nieukrywanym śmiechem jeden z nich powiedział: Normalnie. Kochamy się i raz jest lepiej, raz gorzej, ale chcemy ze sobą być. I tyle.

Normalnie… co oznacza to pojęcie? Dla niego jest abstrakcyjne i nawet, gdy próbuje je definiować i zdawać by mu się mogło, że wpadł na dobry trop, to przychodzi do głowy pytanie – czy ktoś taki jak on, totalnie popierdolony, może stworzyć coś normalnego? Zdaje sobie wtedy sprawę z tego, że nie wszyscy urodzili się zdolni do bycia z drugim człowiekiem. Nie ma na co narzekać, ma swoje książki i Zezowate Szczęście – to jego świat. Niczego więcej w nim nie będzie.

Brak komentarzy: