K: Ja pierdolę, czasami zachowujesz się jakbyś cały czas miał chuja w dupie!
M: Oj, wciąż się uśmiecham?
30.11.2013
Ostatki
Tak bardzo nie radzi sobie z emocjami. Starał się ze
wszystkich sił, uśmiechał się i jadł ciasto. Opowiadał anegdotki popijając
zieloną herbatę i przestawiał świeczki. Z dziewczynami nakręconymi alkoholem
rozprawiał o seksie analnym, orgazmach łechtaczkowych i udzielał porad, jak
można zaskoczyć w łóżku faceta. Żartował i płakał niemalże ze śmiechu, gdy
coraz szerzej niewiasty otwierały oczy i rozdziawiały pyszczki w zadziwieniu. Jedna
z nich nawet stwierdziła, że seks nie ma nic wspólnego z miłością, jest tylko
zwierzęcym aktem, który czasami daje satysfakcję.
Z czasem czuł się coraz gorzej. Próbował stłumić zły nastrój
wódką z sokiem, ale z chwili na chwilę było coraz gorzej. Coraz smutniej. Wychodził
do łazienki i nie mógł patrzeć w lustro. Nienawidzi swojej twarzy. Palił jednego
za drugim stojąc w oknie i wyobrażał sobie jak leci, jak wszystko się kończy i
wreszcie znika.
W pewnej chwili stwierdził, że ma już dosyć, że jeżeli tak
mają wyglądać ostatnie ich wspólne dni, to on ich nie chce, bo w takim momencie
nie potrafi się nim dzielić z innymi. Chciał żeby byli tylko we dwoje, żeby
mogli porozmawiać, lub milczeć, tańczyć i wtulać się w siebie. Pragnął się nim
nacieszyć, a znów się rozczarował.
Bezwiednie zaczął zbierać swoje rzeczy. Schował do torby
papierosy, telefon i książkę zostawioną w sypialni. Założył buty, wyjął z szafy
kurtkę i owinął się szalem. Dopiero później wyłuskał go z grupki ludzi
tańczących w salonie i na ucho szepnął, że źle się czuje i idzie do domu, że
jeśli znajdzie czas, to może wpaść jutro do niego na kawę, a dziś niech się
dobrze bawi i nie zapomni o zapiekance w piekarniku.
Pocałował go w policzek i wyszedł, zostawiając za sobą
przeszłość. Tak myślał przez chwilę, ale nerwy puściły już na chodniku. Dobrze,
że padał deszcz. Zlał się w jedno z rozpaczą, jaka go ogarnęła. Nie jest w
stanie wyobrazić sobie, że znów zostaje zupełnie sam.
25.11.2013
Nigdy nie miałeś pękniętego serca? - zapytał chłopiec, gdy Mrówka siedział na pomarańczowym krześle. Cały jestem popękany, pomyślał i spojrzał w oczy, w których kipiało szaleństwo, które chwilę później wylało się z chłopca potokiem słów pełnych bólu i agresji. Zbiegli się lekarze, wezwano policję; chłopiec pewnie trafił na oddział i śpi teraz snem chemicznym, chwilowo uwolniony od prześladujących go lęków.
Mrówka wystraszył się, bo pomyślał, że któregoś dnia też nie uda mu się powstrzymać krzyku, który sunie powoli ku wylotowi, lecz udaje mu się jeszcze zatrzymać go na wargach. Może to tłumienie w sobie powoduje ciągły ból głowy, wieczne napięcie mięśni, ich drżenie mimowolne, zmienne nastroje od obłędnej euforii po totalną apatię, wściekłość, gdy ktoś się odezwie, wściekłość, gdy się nie odzywa.
Idąc rano dobrze znanymi ulicami nie zatrzymuje się na światłach. Pisk opon wyrywa go na chwilę z odrętwienia. Tęsknym wzrokiem głaszcze maskę samochodu i przez chwilę żałuje, że się zatrzymał. Psychiatrze jednak nie wspomina o natrętnych myślach, którymi ostatnio wypełnia wolne chwile. Wstydzi się ich i próbuje obrócić w głupi żart.
Zwiększamy dawkę, dodajemy coś na afektywną dwubiegunową i jeszcze coś na lęki. Wreszcie coś musi zadziałać.
Mrówka wystraszył się, bo pomyślał, że któregoś dnia też nie uda mu się powstrzymać krzyku, który sunie powoli ku wylotowi, lecz udaje mu się jeszcze zatrzymać go na wargach. Może to tłumienie w sobie powoduje ciągły ból głowy, wieczne napięcie mięśni, ich drżenie mimowolne, zmienne nastroje od obłędnej euforii po totalną apatię, wściekłość, gdy ktoś się odezwie, wściekłość, gdy się nie odzywa.
Idąc rano dobrze znanymi ulicami nie zatrzymuje się na światłach. Pisk opon wyrywa go na chwilę z odrętwienia. Tęsknym wzrokiem głaszcze maskę samochodu i przez chwilę żałuje, że się zatrzymał. Psychiatrze jednak nie wspomina o natrętnych myślach, którymi ostatnio wypełnia wolne chwile. Wstydzi się ich i próbuje obrócić w głupi żart.
Zwiększamy dawkę, dodajemy coś na afektywną dwubiegunową i jeszcze coś na lęki. Wreszcie coś musi zadziałać.
Wiadomość
bored. lonely. sad. depressed.
Napisał, choć nie wiem dlaczego i w jakim celu. Podsumował mnie czy siebie?
Napisał, choć nie wiem dlaczego i w jakim celu. Podsumował mnie czy siebie?
21.11.2013
Pytasz, to masz odpowiedź
Dzień, w którym urodziła się Księżycowa, był jednym z najpiękniejszych dni w jego życiu. Wtedy też chyba pierwszy raz zdał sobie sprawę z tego, że drugiego człowieka może kochać zupełnie bezwarunkowo, nie znając go, nie mając pojęcia o tym kim jest, i kim będzie w jego życiu.
Stał nad drewnianym łóżeczkiem i długo patrzył na malutką istotę, która stała się nagle centrum jego wszechświata. Nie rozumiał tego. Po twarzy płynęły mu łzy szczęścia, których nie był w stanie zatrzymać. Kochał i zupełnie się tego nie bał. Wiedział, że jest to dobre i będzie trwało wiecznie.
Gdy teraz patrzy na zdjęcia Księżycowej z pierwszych miesięcy jej życia, dostrzega, że wcale nie była taka piękna, jak mu się wydawała, jak ją wtedy widział. Jednak zawsze będzie pamiętał, że była dla niego najpiękniejszym dzieckiem na świecie, wprost idealną istotą, proporcjonalną w swej maleńkości. Zawsze właśnie to jej powtarzał, że jest najpiękniejsza, kocha ją najbardziej i jest dla niego najważniejsza.
Kilka tygodni po narodzinach Księżycowej do Miasta Pierników przybyła Królowa Matka. Siedzieli w salonie u Majne Szwester i sącząc kawę rozpływali się w zachwytach nad cudownością nowego członka rodziny. Korzystając z okazji zapytał swą rodzicielkę, jak on wyglądał, gdy się urodził, na co odpowiedziała krótko i zwięźle: Nie pamiętam.
Noż kurwa mać! Nie pamiętam?! Jak można coś takiego powiedzieć swojemu dziecku? Jak można nie pamiętać? Nawet jeśli jego narodziny były tak mało istotnym wydarzeniem, że wspomnienie o nich gdzieś zaginęło, mogła skłamać, powiedzieć, że był ślicznym, małym bobaskiem, ale nie, ona NIE PAMIĘTA.
Stał nad drewnianym łóżeczkiem i długo patrzył na malutką istotę, która stała się nagle centrum jego wszechświata. Nie rozumiał tego. Po twarzy płynęły mu łzy szczęścia, których nie był w stanie zatrzymać. Kochał i zupełnie się tego nie bał. Wiedział, że jest to dobre i będzie trwało wiecznie.
Gdy teraz patrzy na zdjęcia Księżycowej z pierwszych miesięcy jej życia, dostrzega, że wcale nie była taka piękna, jak mu się wydawała, jak ją wtedy widział. Jednak zawsze będzie pamiętał, że była dla niego najpiękniejszym dzieckiem na świecie, wprost idealną istotą, proporcjonalną w swej maleńkości. Zawsze właśnie to jej powtarzał, że jest najpiękniejsza, kocha ją najbardziej i jest dla niego najważniejsza.
Kilka tygodni po narodzinach Księżycowej do Miasta Pierników przybyła Królowa Matka. Siedzieli w salonie u Majne Szwester i sącząc kawę rozpływali się w zachwytach nad cudownością nowego członka rodziny. Korzystając z okazji zapytał swą rodzicielkę, jak on wyglądał, gdy się urodził, na co odpowiedziała krótko i zwięźle: Nie pamiętam.
Noż kurwa mać! Nie pamiętam?! Jak można coś takiego powiedzieć swojemu dziecku? Jak można nie pamiętać? Nawet jeśli jego narodziny były tak mało istotnym wydarzeniem, że wspomnienie o nich gdzieś zaginęło, mogła skłamać, powiedzieć, że był ślicznym, małym bobaskiem, ale nie, ona NIE PAMIĘTA.
17.11.2013
Z brzucha nie powinno się wróżyć
Spacerując po jego ciele drobnymi palcami próbował odkryć
coś, czego jeszcze nie zał. W ciepłym świetle lampy stojącej w rogu pokoju
przyglądał się ciału w kolorze karmelków i aż dziwił się, że nie smakowało jak
one. Przesunął powoli dłonią po obojczyku, później wzdłuż mostka i zatrzymał
się na pępku, któremu przyjrzawszy się dokładnie przekręcając głowę na lewe
ramię, powiedział:
- A co to?
- Jak to co to? Pępek łośku. – odparł z uśmiechem.
- To nie jest zwykły pępek. Tu się coś ukrywa. – mrużył oczy
i zastanawiał się chwilę, aż dojrzał to, czego wcześniej nie zauważył. – Tu jest
kotek przecież.
- Jaki kotek?
- Zaczekaj. – krzyknął nurkując już górną częścią ciała pod
łóżko i wyciągając wsuniętą tam wcześniej torbę, z której wyłowił czarny
flamaster. Wracając do pionu, który w gruncie rzeczy był pół-pionem, wyciągnął
rękę po okulary i spadł z łóżka, bo kończyny mu się zaplątały i żadna nie
wiedziała, gdzie powinna się znajdować w danym momencie, więc jednomyślnie
podjęły decyzję o ewakuacji. – Że też
zawsze właśnie mi się to musi przytrafić. – powiedział do siebie i wdrapał się
na posłanie, a towarzyszyły temu salwy śmiechu.
- Tu są uszka. – tłumaczył rysując kocie uszy tuż nad
zagłębieniem pępka – Tu wąsy. Widzisz? – dorysował jeszcze pękaty brzuszek,
łapki i ogonek w paski. – Mówiłem, że tu jest schowany kotek.
Właściciel karmelkowego brzucha przyjrzał się mrówczemu
rękodziełu i stwierdził – No faktycznie, kotek jak ta lala, tylko coś mu w
łepetynę strzeliło i to z porządnego działa chyba, bo ma wyrwę w twarzy. A Ty
co tam masz? – zapytał i przewracając Mrówkę na plecy zaczął co bazgrać na jego
brzuchu. – No sama słodycz, sam zobacz, zamiast pępka masz ciastko z dziurką.
Jego twórcza inwencja ograniczyła się do narysowania
krzywego kółka ozdobionego dziwnymi kropkami, które okazały się cukrową posypką.
Mrówka przez chwilę próbował zinterpretować rysunek, wyczytać z niego kim dla
niego jest, ale wszystko, co przychodziło mu do głowy, jedynie go pogrążało.
Zawiła logika i konszachty dreszczykowe
Paląc nerwowo jednego za drugim, opowiedział historię z trolejbusu. Opowiadał nerwowo, gdyż to nie było jego terytorium, i czuł się na nim niepewnie, a wkroczył na nie z czystej ciekawości, wściubił nos w inny świat, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, a później usłyszał dokładnie to, co przewidział, że usłyszy:
Mimi: Nie wiesz, co tracisz!
Ale on wiedział, może nie co traci, ale że to nie jego plac zabaw, więc płynnie przeszli do kolejnego tematu, który frasował go zdecydowanie intensywniej, a przedmiot, ewentualnie podmiot debaty darzy miłością od pierwszego wejrzenia. W swoim małym baniaku wykoncypował linię obronną przed strasznymi strasznościami, którymi zarzucał go Mimi i oczywiście poinformował go o swoim chytrym przedsięwzięciu.
Mimi: To powiedz, co wymyśliłeś.
Mrówka: Nie powiem, bo powiesz, że tak nie będzie, a ja się muszę
podtrzymywać na duchu.
Mimi: To powiedz, a ja nic nie powiem.
Mrówka: Ale ja wiem, że jak powiem, to Ty powiesz, choć
powiedziałeś, że nie powiesz.
Mimi: Jak powiesz, to nie powiem tego, co miałem nie mówić,
choć myślisz, że to powiem.
Mrówka: Ale ja i tak nie powiem.
Mimi: Wąchaj skórę :p
I wtedy przypomniała mu się inna rozmowa, chyba sprzed
dwóch, czy trzech lat, gdy wszystko było jeszcze zupełnie inne. Były to czasy
konspiracji i wyrzutów sumienia, które zmusiły go w pewnym momencie do
ujawnienia prawdy, gdyż choć nie kłamał, a jedynie nie informował, to źle mu z
tym było na duszy. Padły przy tym wyznania o kokietowaniu i pokątnych uśmiechach
wyłudzających, później coś o wyrywaniu girek z dupy, odbyła się szczera
spowiedź, zgoda na konspirację przyprawiającą wszystkich o miły dreszczyk, aż wreszcie padły słowa, które wryły się w
pamięć mrówczą zapewne na kolejne długie lata
Mimi: I właśnie się
wydało, że ja wiem, że Ty wiesz :)
Mrówka: Zaczynam się bać, bo w tym trójkącie nic nie da się
ukryć. Też mi konspiracja :P
Mimi: Same paple :)
Mrówka: Dwa pedały i baba - jakże mogło by być inaczej :)
Telegrafując do Mimi
Zrezygnowałem z prysznica i umyłem tylko zęby i tak właśnie
odkryłem przywileje płynące z bycia „singlem”.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)