Jasny sweter z dużymi, białymi guzikami i kapturem. To w nim
się chowa. Za długie rękawy kojarzą się z kaftanem bezpieczeństwa. Oplata ręce
wokół siebie. Sam sobie jest kaftanem. Niebezpieczeństwa.
31.01.2013
niech się spełni
Próbuje poskładać swoje życie w jeden zjadliwy kawałek. Owinie
je srebrną taśmą samoprzylepną lub kolorowymi izolacjami i już nie będzie gubił
fragmentów, już mu nic nie ucieknie.
u psychiatry
P: Nie miałam jeszcze pacjenta, który tak poetycko
opowiadałby o depresji. – mówi po kilku minutach.
M: Musiała pani czytać strasznie siermiężną poezję.
18.01.2013
zmieniają się kolory
- Gdzie twoje okulary? - zapytał.
- W torbie?
- A co się stało z oczami? - powiedział wpatrując się w nie zachłannie.
- Wreszcie kupiłem soczewki.
- Ale ty wiesz, że masz teraz zielone oczy?
- Wiem, dlatego kupiłem ten kolor. Zielony i - tu mu przerwano.
- I rudy dają idealne połączenie. Zdejmij czapkę, a cię zgwałcę.
- W torbie?
- A co się stało z oczami? - powiedział wpatrując się w nie zachłannie.
- Wreszcie kupiłem soczewki.
- Ale ty wiesz, że masz teraz zielone oczy?
- Wiem, dlatego kupiłem ten kolor. Zielony i - tu mu przerwano.
- I rudy dają idealne połączenie. Zdejmij czapkę, a cię zgwałcę.
15.01.2013
wdech wydech takie to proste
Gdy oddychanie boli nie masz wyjścia. Musisz ból wytrzymać. Im głębszy oddech, tym gorszy ból. Im płytszy oddech, tym mniej powietrza. Tak czy inaczej pozostaje jedynie duszenie się w ciszy. Próba w ból się wgryzienia jedynie go rozwściecza, szarpie ze zdwojoną siłą
Genialna emocjonalnie płyta. Każdy utwór to opowieść, w której mógłby się zamknąć.
13.01.2013
Psikus umysłu
Słysząc klucz przekręcany w zamku uśmiecha się. Odwraca twarz w kierunku, z którego dochodzi odgłos. Przez chwilę żyje w innym wymiarze i wydaje mu się, że do pokoju ktoś wejdzie. Ktoś dla kogo ten uśmiech zakwita. Mijają sekundy i nic się nie dzieje. Świadomość powraca wraz ze zdziwieniem. Jak mógł pomyśleć, że ktoś wejdzie?
Przypomniały mu się klucze przy których dyndał zielony dinozaur kupiony na wspólnej wycieczce do Solca. Klucze, które dostał, tak jak dostaje się czekoladki, czy całusa na powitanie. Mógł wejść, uśmiechnąć się i powiedzieć Już jestem, a później zaparzyć dwa kubki herbaty i usiąść obok z książką. Tak naturalnie, zwyczajnie opowiedzieć o tym, co robił w pracy i jak wyglądali ludzie w autobusie, wspomnieć, że dzwoniła mama i kazała go pozdrowić, a w sobotę są umówieni na obiad u Majne Szwester.
Kostka czekolady rozpuszcza się na języku, przełyka ją wraz z resztkami wspomnień. Nie ma już kluczy, dinozaura...
Przypomniały mu się klucze przy których dyndał zielony dinozaur kupiony na wspólnej wycieczce do Solca. Klucze, które dostał, tak jak dostaje się czekoladki, czy całusa na powitanie. Mógł wejść, uśmiechnąć się i powiedzieć Już jestem, a później zaparzyć dwa kubki herbaty i usiąść obok z książką. Tak naturalnie, zwyczajnie opowiedzieć o tym, co robił w pracy i jak wyglądali ludzie w autobusie, wspomnieć, że dzwoniła mama i kazała go pozdrowić, a w sobotę są umówieni na obiad u Majne Szwester.
Kostka czekolady rozpuszcza się na języku, przełyka ją wraz z resztkami wspomnień. Nie ma już kluczy, dinozaura...
12.01.2013
10.01.2013
nie-do-powiedzenia
Wszystko pozostawia ślady. Na ciele. W głowie. Gdzieś
wewnątrz, jak gdyby rozerwane na strzępy motyle. Zakurzone nietoperze. Jak
gdyby droga. Przed. Za. Żywioł. Nurt rzeki na chwilę porywa. Głaszczą fale.
Szumi w brzuchu łomot skrzydlaty. Samotność łączy ciała.
Sen nocy zimowej. Twarz dobrze znana kiedyś. Dłonie. Unikanie
ust. Poddawanie się dotykowi. Łapczywie. Zachłannie, bo głód pozbawia hamulców.
Otwiera granice. A ty jesteś głodny.
Snem namaszczony cały dzień myśli, a myśli się w nim burzą i
wybuchają prosto w twarz. Prosto w serce. A życie płynie. W nim płonie. Nie życie.
Aż do wypalenia, spalenia, dymem otumanienia. Zdezaktualizowane scenariusze
przyszłości obracają się w popiół. W pył. I tym pyłem prosto w oczy. Jak deszczem
zacina i trzeba twarz do ściany odwrócić. Jednak ten, który jest nieobecnością
obecny, nie wtula już szorstkiej twarzy w łopatki. Wszystko milczy i jedynie
cisza dzwoni w głowie. Samotność poraża. W pustce łóżka szuka bezpieczeństwa. Nie
odnajduje. Myśli zamknięte w słowach nie są w stanie ewoluować. Można pomiędzy
słowami coś ukryć. Lecz po co. Skoro nikt nie znajdzie. I żeby choć raz
wyrzygać z siebie wszystko, a nie bezradnie pluć gęstą śliną niedokończonych
zdań.
Mówiłeś, że zawsze będziesz na wyciągnięcie ręki. Że choćby
skały jęczały. Mówiłeś.
Gdzie teraz jesteś. Teraz. W chwili, w której potrzebuję. Gdy
dławią pragnienia. Gdy kocham. Inaczej nie umiem i chyba już się nie nauczę.
9.01.2013
6.01.2013
czapka
- Czapki, czapki, jak ja już bym chciała chodzić bez czapki.
- A ja lubię czapki i bez czapki będę się wiosną czuł, jakbym wyszedł między ludzi z gołą dupą a nie głową.
- A ja lubię czapki i bez czapki będę się wiosną czuł, jakbym wyszedł między ludzi z gołą dupą a nie głową.
5.01.2013
Zasypiając słyszałem swoje serce, w środku, w głowie, w pokoju, dudniło wszędzie jak indiański bęben. Nie mogłem przez to zasnąć, a gdy zamknąłem oczy widziałem Królewnę Śnieżkę w eleganckiej restauracji, wyglądała jak ta z wczesnych bajek Disneya. Przeciągnęła dłonią po twarzy i ją z siebie zdjęła. Został jedynie przeźroczysty zarys głowy.
4.01.2013
językowe lapsusy
Co robi Twój kot? - padło pytanie do zaspanego Mrówki.
Jak to co? - podniósł się na łokciu, zerknął na Szczęście i odparł - Leży na plecach i łapa machami.
Jak to co? - podniósł się na łokciu, zerknął na Szczęście i odparł - Leży na plecach i łapa machami.
3.01.2013
rozwiązania
Zapragnąłem czegoś, czego kupić nie można, choć wielu płacić próbuje. Później płakałem nad butelką wody, a bardziej nad niemocą sprawczą mych dłoni. Znów zapragnąłem, tym razem silnych ramion. Wątli chłopcy muszą sobie jednak radzić sami, zrobiłem więc kawę zbożową o korzennym aromacie - zastąpiła mi wodę i wypłukała z ust głupie pragnienia.
nie wiem powiedzieć, serce czuć
Zostaw. No przestań. Śpię jeszcze. - powiedziałem tuż po przebudzeniu. Z jeszcze zamkniętymi powiekami jedną ręką odganiałem natrętnego kochanka, a drugą naciągałem kołdrę po same uszy. Po jakimś czasie obudziła się świadomość i wścibskie oko wyprysło spod pierzyny. Wraz z okiem wystrzelił korpus i aż usiadłem z wrażenia rozglądając się chciwie po łóżku, z niedowierzaniem zaglądając pod poduszki, czy oby tam się nie ukryłeś. Po minucie dotarło do mnie, że to jedynie lepki sen oplótł mnie zbyt silnie bym mógł się z niego wydostać za pierwszy podejściem. Musiałem z nim chwilę walczyć, jak z Tobą czasami.
Dawno mi się nie śniłeś. Nie spodziewałem się wiec Ciebie, zwłaszcza, że wczorajszej nocy śnił mi się chłopiec o uszach elfa. Chłopiec, który mnie głaszcząc ugłaskał i byłem spokojny, i było mi tak przyjemnie, jak tylko przyjemnie być może, gdy dłoń głaszcze ciało ukryte pod cienką warstwą bawełny. Niewinność doznań, o której przy Tobie często musiałem zapominać. Potrafiłeś mnie jednak nią zaskoczyć, niespodziewanie szorstki trombocyt zamieniał się w czułego kota.
Śniłeś mi się dziwnie. Jak wtedy, gdy nie zdążyliśmy jeszcze dobrze wejść do mieszkania, a już leżałem pomiędzy butami rozrzuconymi w korytarzu i z jednej strony czułem się jak pajacyk, którym się bawisz kiedy tylko najdzie Cię ochota i było mi z tym źle, a z drugiej strony chciałem właśnie tego, właśnie tak. Podobała Ci się moja dychotomia pragnień.
Często użalałem się nad sobą i w złości, krzyczałem, że ktoś tak się zachowujący nie może kochać, że miłości nie zapisuje się na ciele ukochanej osoby siniakami. Ale taka była nasza miłość. Codzienna walka, w której zatracaliśmy się bez reszty.
Kiedyś ktoś doradził mi, bym Cię poszatkował, wcisnął w tabelkę z plusami i minusami. Protestowałam, ale w którymś momencie, wściekły po kłótni o Twój wyjazd, usiadłem w kącie i podzieliłem Cię na wady i zalety. Wynik był niekorzystny dla nas obu - kochałem człowieka zbudowanego w większości z wad. Później długo w sobie wrzeszczałem, że człowieka nie można wcisnąć w tabelki, w matematyczne równania, że to jest chore i nieludzkie, że trzeba być kurewsko wyrachowanym, żeby coś takiego robić i za pomocą plusów i minusów decydować o przyszłości, o uczuciach i o tym, kim jesteś. Bo cóż z tego, że wyszło więcej minusów? Miałem Ci powiedzieć spierdalaj, bo mi wyszło w tabelce, że nie powinienem Cię kochać?!
Wszystko nam się pomieszało, ale zawsze bronię Cię z zaciętością lwicy, która chroni swoje małe przed wrogiem, gdy ktoś próbuje na Tobie psy wieszać. Bo ja Cię znam. Ja wiem i tak wiele mam za uszami, że gdyby mi przyszło się z tego spowiadać, zdarłbym sobie gardło i nie otrzymał rozgrzeszenia.
Pamiętam jak turlaliśmy się w zaspach, a wcześniej wtulaliśmy się w siebie, próbując oddać sobie wzajemnie własne ciepło, bo w domku w ogrodzie nie działały kaloryfery, i tańczyliśmy do rosyjskiego reggae, i zaśmiewaliśmy do łez, do utraty tchu. poznawaliśmy siebie kiedyś każdego dnia rozmawiając o wszystkim, zadając mnóstwo pytań, szukając w sobie odpowiedzi, słuchając siebie. Obserwowaliśmy swoje zachowania, reakcje w abstrakcyjnych dla nas sytuacjach, wypracowywaliśmy własne rytuały, tworzyliśmy wspólny język. Czasami siedząc naprzeciw siebie stroiliśmy twarze w głupie miny, ja do perfekcji doszedłem w zezie zbieżnym, a Ty przewracałeś gałkami ocznymi tak, że widać było jedynie białka, piszczałem wtedy nieznośnie i machałem rękami odganiając Ciebie od siebie, byś w snach mnie taki nie prześladował. A teraz żałuję, że Cię wtedy odpychałem, bo tylko w snach mogę bez obawy Ciebie dotykać. Popieprzone to życie, nieprawdaż?
Dawno mi się nie śniłeś. Nie spodziewałem się wiec Ciebie, zwłaszcza, że wczorajszej nocy śnił mi się chłopiec o uszach elfa. Chłopiec, który mnie głaszcząc ugłaskał i byłem spokojny, i było mi tak przyjemnie, jak tylko przyjemnie być może, gdy dłoń głaszcze ciało ukryte pod cienką warstwą bawełny. Niewinność doznań, o której przy Tobie często musiałem zapominać. Potrafiłeś mnie jednak nią zaskoczyć, niespodziewanie szorstki trombocyt zamieniał się w czułego kota.
Śniłeś mi się dziwnie. Jak wtedy, gdy nie zdążyliśmy jeszcze dobrze wejść do mieszkania, a już leżałem pomiędzy butami rozrzuconymi w korytarzu i z jednej strony czułem się jak pajacyk, którym się bawisz kiedy tylko najdzie Cię ochota i było mi z tym źle, a z drugiej strony chciałem właśnie tego, właśnie tak. Podobała Ci się moja dychotomia pragnień.
Często użalałem się nad sobą i w złości, krzyczałem, że ktoś tak się zachowujący nie może kochać, że miłości nie zapisuje się na ciele ukochanej osoby siniakami. Ale taka była nasza miłość. Codzienna walka, w której zatracaliśmy się bez reszty.
Kiedyś ktoś doradził mi, bym Cię poszatkował, wcisnął w tabelkę z plusami i minusami. Protestowałam, ale w którymś momencie, wściekły po kłótni o Twój wyjazd, usiadłem w kącie i podzieliłem Cię na wady i zalety. Wynik był niekorzystny dla nas obu - kochałem człowieka zbudowanego w większości z wad. Później długo w sobie wrzeszczałem, że człowieka nie można wcisnąć w tabelki, w matematyczne równania, że to jest chore i nieludzkie, że trzeba być kurewsko wyrachowanym, żeby coś takiego robić i za pomocą plusów i minusów decydować o przyszłości, o uczuciach i o tym, kim jesteś. Bo cóż z tego, że wyszło więcej minusów? Miałem Ci powiedzieć spierdalaj, bo mi wyszło w tabelce, że nie powinienem Cię kochać?!
Wszystko nam się pomieszało, ale zawsze bronię Cię z zaciętością lwicy, która chroni swoje małe przed wrogiem, gdy ktoś próbuje na Tobie psy wieszać. Bo ja Cię znam. Ja wiem i tak wiele mam za uszami, że gdyby mi przyszło się z tego spowiadać, zdarłbym sobie gardło i nie otrzymał rozgrzeszenia.
Pamiętam jak turlaliśmy się w zaspach, a wcześniej wtulaliśmy się w siebie, próbując oddać sobie wzajemnie własne ciepło, bo w domku w ogrodzie nie działały kaloryfery, i tańczyliśmy do rosyjskiego reggae, i zaśmiewaliśmy do łez, do utraty tchu. poznawaliśmy siebie kiedyś każdego dnia rozmawiając o wszystkim, zadając mnóstwo pytań, szukając w sobie odpowiedzi, słuchając siebie. Obserwowaliśmy swoje zachowania, reakcje w abstrakcyjnych dla nas sytuacjach, wypracowywaliśmy własne rytuały, tworzyliśmy wspólny język. Czasami siedząc naprzeciw siebie stroiliśmy twarze w głupie miny, ja do perfekcji doszedłem w zezie zbieżnym, a Ty przewracałeś gałkami ocznymi tak, że widać było jedynie białka, piszczałem wtedy nieznośnie i machałem rękami odganiając Ciebie od siebie, byś w snach mnie taki nie prześladował. A teraz żałuję, że Cię wtedy odpychałem, bo tylko w snach mogę bez obawy Ciebie dotykać. Popieprzone to życie, nieprawdaż?
2.01.2013
Mrówka i jego pamięć do przysłów
Trafiło się ślepej kurze jajko! - powiedział kiedyś do chłopca, z którym był związany i chciał podkreślić, że powinien on docenić posiadanie tak wspaniałego egzemplarza, jakim jest Mrówka, bo sam jest wyleniałym kurczakiem. Do dziś nie jest w stanie użyć poprawnej wersji i za każdym razem wychodzi kulfon.
1.01.2013
tłumok
Mrówka: No to pytanie z grubej beczki [czy tak się mówi?]...
Dopiero dziś uświadomiłem sobie, że pomyliłem beczkę z rurą.
Dopiero dziś uświadomiłem sobie, że pomyliłem beczkę z rurą.
2
Jedyna słuszna i niepodważalna prawda: wszyscy wiedzą lepiej od ciebie; nawet jeśli chodzi o twoje życie lub twoje odczucia po przeczytaniu książki.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)