10.01.2013

nie-do-powiedzenia



Wszystko pozostawia ślady. Na ciele. W głowie. Gdzieś wewnątrz, jak gdyby rozerwane na strzępy motyle. Zakurzone nietoperze. Jak gdyby droga. Przed. Za. Żywioł. Nurt rzeki na chwilę porywa. Głaszczą fale. Szumi w brzuchu łomot skrzydlaty. Samotność łączy ciała. 

Sen nocy zimowej. Twarz dobrze znana kiedyś. Dłonie. Unikanie ust. Poddawanie się dotykowi. Łapczywie. Zachłannie, bo głód pozbawia hamulców. Otwiera granice. A ty jesteś głodny. 

Snem namaszczony cały dzień myśli, a myśli się w nim burzą i wybuchają prosto w twarz. Prosto w serce. A życie płynie. W nim płonie. Nie życie. Aż do wypalenia, spalenia, dymem otumanienia. Zdezaktualizowane scenariusze przyszłości obracają się w popiół. W pył. I tym pyłem prosto w oczy. Jak deszczem zacina i trzeba twarz do ściany odwrócić. Jednak ten, który jest nieobecnością obecny, nie wtula już szorstkiej twarzy w łopatki. Wszystko milczy i jedynie cisza dzwoni w głowie. Samotność poraża. W pustce łóżka szuka bezpieczeństwa. Nie odnajduje. Myśli zamknięte w słowach nie są w stanie ewoluować. Można pomiędzy słowami coś ukryć. Lecz po co. Skoro nikt nie znajdzie. I żeby choć raz wyrzygać z siebie wszystko, a nie bezradnie pluć gęstą śliną niedokończonych zdań. 

Mówiłeś, że zawsze będziesz na wyciągnięcie ręki. Że choćby skały jęczały. Mówiłeś.
Gdzie teraz jesteś. Teraz. W chwili, w której potrzebuję. Gdy dławią pragnienia. Gdy kocham. Inaczej nie umiem i chyba już się nie nauczę.

Brak komentarzy: