30.12.2012
male kłamstwa
Szczęście to rodzina, dom, miłość - usłyszałem i w zamian zaprzeczyłem swoim młodzieńczym marzeniom. Ja tego nie potrzebuję - powiedziałem - Jestem samowystarczalny, mam swój świat i on mi wystarcza.
wredny ja
Ona: Zaręczyny, zaręczyny. Nic to nie daje.
Mrówka: Fakt, w twoim przypadku to jak pożyczenie na wieczne nieoddanie.
Mrówka: Fakt, w twoim przypadku to jak pożyczenie na wieczne nieoddanie.
23.12.2012
Zezowate Szczęście obraziło się podczas zakładania puszorka. Trzeba go było udobruchać obróżką z dzwoneczkiem. Teraz dumnie paraduje po komnacie i zaglądając do toreb patrzy na mnie pytająco - czy oby na bank spakowałem jego zabawki i czy przypadkiem nie zapomniałem o jego ukochanym reniferku i ciasteczkach na odkłaczanie. Sto pociech z nim i blizny na dłoniach. Nieprzespane poranki i mruczące wieczory.
Wracamy tam, gdzie zaczęła się nasza wspólna przygoda. Tam, gdzie go pierwszy raz zobaczyłem i wiedziałem od tej chwili, że należymy do siebie. Tam, gdzie pościel w gwiezdne konstelacje odgradza od świata, a w piecu ogień szumi i opowiada niestworzone historie.
Wracamy tam, gdzie zaczęła się nasza wspólna przygoda. Tam, gdzie go pierwszy raz zobaczyłem i wiedziałem od tej chwili, że należymy do siebie. Tam, gdzie pościel w gwiezdne konstelacje odgradza od świata, a w piecu ogień szumi i opowiada niestworzone historie.
22.12.2012
17.12.2012
15.12.2012
14.12.2012
nowy pseudonim
w świetle ostatnich wydarzeń na pożegnanie dziś usłyszal:
- Tylko nie podpalaj już kota... bo będziesz miał palikota.
- Tylko nie podpalaj już kota... bo będziesz miał palikota.
13.12.2012
miód na duszę
wróciwszy do domu odkorkował butelkę pitnego miodu. podgrzał z plasterkiem pomarańczy ilość wypełniającą po brzegi wysoki kubek i na tym miał skończyć, ale w gruncie rzeczy drugi kubek nie był niczym złym. alkohol przyjemnie rozgrzewał ciało, dzięki czemu nie musiał włączać ogrzewania w komnacie. przeczytał dwa rozdziały ulubionej książki i zwyczajowo marudził autorowi, wypominając mu uśmiercenie dwójki bohaterów, których bardzo lubi, a może nawet kocha, bo przecież ma to do siebie, że zaprzyjaźnia się z fikcyjnymi postaciami i obdarza ich uczuciami łatwiej niż realnych ludzi. w tym momencie jego uwagę przykuła myśl, a raczej pytanie do samego siebie - ilu osobom mógłby z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że je kocha? przez chwilę zastanawiał się nad tym, ale po jakimś czasie skierował myśli na inne tory. pociąg jednak miał spore opóźnienie, przez co podgrzał kolejny kubek miodu, wciąż rozmawiając z autorem powieści, która stała się nieodłączną częścią jego życia. zdarza się, że pędzi z pracy na złamanie karku, bo doszły go wieści, że na mailu czekają kolejne rozdziały. rozdziały, które wiele razy były wybawieniem, a moment, w którym zasiada do czytania jest tym wyczekiwanym przez cały dzień. zdaje sobie sprawę z tego, że jest czytelnikiem nieznośnym, marudnym, wciąż zadającym głupie pytania, kombinującym w złych kierunkach, ale za to czytelnikiem nieznośnie wręcz szczęśliwym, który zagłębiając się w słowach przeżywa całą gamę emocji, którym pozwala się nieść w dowolnych kierunkach, od wściekłości, prze śmiech, po czarną rozpacz. a wszystko to prowokując do myślenia stwarza możliwość oczyszczenia.
jedyny myk polega na tym, że chciałby, aby to była niekończąca się opowieść
jedyny myk polega na tym, że chciałby, aby to była niekończąca się opowieść
9.12.2012
Wspinasz się
po drewnianych schodach. Każdy stopień przybliża cię do nieuchronnego odegrania
roli, na którą nie masz ochoty, a jednak poddajesz się temu z niemym protestem.
Porządkujesz rzeczy na stole. Półmiski wypełniasz ciastkami. Rozstawiasz kubki.
Robisz kawę. Wciąż czujesz się tu jak u siebie, ale przecież już nie jesteś. Twój
pokój stoi wciąż pusty, jak gdyby twoja w nim niegdyś obecność nałożyła na
niego klątwę. Nikt nie chce wypełnić tych ścian ciepłym śmiechem, szeptami
uniesienia, skrzypieniem drewnianej podłogi. A jednak gdy do niego wchodzisz
słyszysz echo muzyki, która w nim kiedyś rozbrzmiewała. Kątem oka widzisz dwie
postaci splecione w tańcu. Dwóch chłopców, którzy mieli wielkie pragnienia,
które ich przerosły. Czujesz na sobie dłonie i nie otwierasz oczu. Chcesz trwać
w tym błogostanie. Widzisz motyle, które wpadały przez otwarte okno z pełnego
kwiatów ogrodu. Przypominasz sobie krasnala, którego dostałeś od Hali, a
którego ktoś ukradł ciemną nocą. Krasnal do zaklinania rzeczywistości. Zawsze robiło
ci się lżej na duszy, gdy zdzieliłeś go w dupsko. Widzisz też Stefana
uciekającego przed tobą pomiędzy drzewami i chwilę triumfu wypisanego na twej
twarzy, gdy udało ci się go złapać za kolczatkę, a później straszny ból
niemalże złamanego palca.
Zaraz wrócę-
mówisz i schodzisz na dół do łazienki. Trzepoczesz rzęsami jak mała
dziewczynka, która bardzo nie chce się rozpłakać. Głęboko oddychasz, poprawiasz
krawat i związujesz włosy w kucyk na czubku głowy. Wyglądasz jak Mała Mi. Robisz
groźną minę, śmiejesz się sam z siebie i wracasz na górę.
Początkowo wszystko
zapowiada się dobrze. Wymieniacie uwagi o pogodzie i o ostatnio obejrzanych
filmach. Nie zgadzasz się z Halą, co do Kobiety w czerni, która dla ciebie była
wyjątkowym badziewiem, a dla niej majstersztykiem wywołującym strach. Tłumaczysz,
że zupełnie inaczej wyobrażasz sobie horror, który trzyma w napięciu, że musi w
nim pojawić się element zaskoczenia i nie możesz do końca wiedzieć, czego tak
naprawdę się boisz, ale ona kwituje twoją wypowiedź krótko: Głupi jesteś. Zabierasz
wtedy ze stołu półmisek z jeżykami i kubek chłodnej już kawy, siadasz na
kanapie. Wpychasz do ust ciastko po ciastku, aż robi ci się niedobrze. W głowie
z uporem zawziętego bachora powtarzasz sobie – niech się wszyscy odpierdolą! I wtedy
zaczyna się na dobre. Najpierw wkurwiasz się tym, że nikt nie zauważył, że
odszedłeś od stołu, że trajkoczą w najlepsze i wcale im ciebie nie brakuje,
równie dobrze mógłbyś wyjść i wrócić do domu. Później na chwilę przysypiasz oparłszy
głowę o twardy bok kanapy. Jak przez mgłę docierają do ciebie słowa o
skandynawskiej krainie, do której ponoć się wybieracie, gdzie będziecie
szczęśliwie dokonywać żywota swego wspólnego amen. Piorunujesz go wzrokiem, bo
dobrze wie, że nigdzie z nim nie wyjedziesz. Pierdoli trzy po trzy, by stworzyć
pozory szczęśliwego pożycia pełnego planów na przyszłość, ale wy nie macie
planów nawet na jutro, wy nawet nie jesteście wy, tylko on i ty, sypiacie ze
sobą od czasu do czasu, to wszystko.
Wciąż cię
pociąga i robi ci się ciepło, gdy go widzisz. Uwielbiasz, gdy na ciebie patrzy
i to, że wtedy z chwili na chwilę opada z ciebie cała nieśmiałość. I kilkudniowy
zarost, który przyjemnie drażni też uwielbiasz. Uwielbiasz nawet sposób w jaki
zakłada buty, to jak się przy tym porusza. Uwielbiasz to, że co by nie robił,
robi to z ogromnym zaangażowaniem, nie ważne czy zmywa, robi przelew
internetowy, czyta, czy cię całuje, za każdym razem wkłada we wszystko całe
swoje zaangażowanie, jakby świat nie istniał poza czynnością, którą w danym
momencie wykonuje. Patrzysz na niego i kłębią się w tobie sprzeczne uczucia,
ale jedno zawsze wypływa ponad pozostałe. Zdajesz sobie sprawę z tego, że
kochasz tego człowieka z wszystkimi jego niedoskonałościami, bo wiesz, że
doskonałość nie istnieje i sam jesteś zbudowany z dziesiątek wad. Zdajesz też
sobie sprawę z tego, że nigdy nie stworzycie domu jakiego pragniesz, że twoje
kochanie nie wystarczy, by zakwitało pod stopami szczęście. Nie potraficie ze
sobą być, choć niemalże każdą wspólną chwilę zamieniacie w pieszczotę, a może
właśnie dlatego to nie ma prawa istnienia, bo zamiast rozmawiać zapychacie
sobie wzajemnie usta językami. Może właściwym będzie powrócenie do pierwotnej
istoty waszej znajomości, tej, która była jedyną słuszną w waszym przypadku.
Głośna muzyka
na szczęście zagłusza myśli i przerywa ich szaleńczy bieg. Albo się zaraz urżniesz,
albo uciekniesz. Wybierasz pierwszą opcję i wyjmujesz z lodówki butelkę piwa,
której zawartość szybko w tobie znika. Sięgasz po następną i nawet w
międzyczasie zaczynasz się poruszać w rytmie muzyki, która ci się nie podoba. Zamykasz
oczy i dajesz się kołysać dźwiękom. Gdy wychodzisz
na schody zapalić wyjmuje ci z ręki trzecią, ledwie napoczętą butelkę i mówi –
Nie pij tyle, bo nekrofilia mnie nie kręci.
Opierasz głowę
o szybę. Tramwaj sunie przez miasto, a ty zastanawiasz się, jak to się stało,
że doprowadziłeś swoje życie do takiego stanu.Tak bardzo wszystko popieprzyłeś, pozamieniałeś znaczenia powypaczałeś pragnienia i stałeś się zgorzkniałą wydmuszką, namiastką tego kim byłeś, kim chciałeś być.
7.12.2012
Bo teraz wiedziałem, że także to tam, na zewnątrz wciąż idzie dalej,
zawsze równie obojętnie, że także tam, nie było nic prócz mojej samotności. Samotności,
którą na siebie sprowadziłem i do rozmiaru której niewspółmierne już było moje
serce. Przychodzili mi na myśl ludzie, od których kiedyś odchodziłem i nie
rozumiałem, jak można opuszczać ludzi.
[R. M. Rilke – Zapiski Maltego Lauridsa Bridgge]
Mam wrażenie, że życie zwaliło się na mnie swoją ciężką dupą i
przygniata mnie do podłogi, do ziemi, do pośniegowego błota, wciska mi w nie
twarz radośnie skacząc przy tym po moich plecach.
Ciężko jest pozbierać myśli, gdy wokół wszystko wiruje, a głowa pulsuje
bólem. Uciekam od wszystkich, choć jutro będę musiał się uśmiechać, obejmować,
stroić miny i być uprzejmym chłopcem bez wad. Boję się, że gdy otworzę usta
wydobędzie się z nich jedynie krzyk. Krzyk, który wyzwolić mógłby całą lawinę wściekłości
i żalu.
Ludzie mnie wkurwiają tymi wszystkimi pytaniami z dupy. Kupiłeś już prezenty? Upiekłeś pierniki? Jak tam przygotowania do świąt? Gdzie jedziesz?
Z kim będziesz spędzał wigilię? Gdzie się wybierasz na sylwestra? W wyobraźni
widzę jak moja pięść uderza w te szczęśliwe twarze, jak z ust wypływają strużki
krwi, jak zaglądam im w oczy, w których jest jedynie brak zrozumienia, bo oni
nie wiedzą, że takie pytania dla niektórych, to jak cios w żołądek, bo wróżki w
tym roku nie sypnęły magicznym pyłkiem i nie ogarnął mnie szał świątecznych
zakupów, nie mruczę pod nosem kolęd, a święta spędzę nigdzie i z nikim. Tak, w
święta samotność jest bardziej upierdliwa niż zazwyczaj.
Wracam do mieszkania i uspokajam się szorując kuchnię centymetr po
centymetrze. Podejmuję w tym czasie kilka decyzji. Życie płynie dalej. Nikt niczego
nie zauważa. Z minuty na minutę jestem coraz bliżej końca i to wprawia mnie w
dobry nastrój. Mam nadzieję, że koniec nie będzie początkiem. Mam nadzieję, że
koniec będzie końcem. Zgaśnie światło i zniknie świadomość. Tak wyobrażam sobie
raj.
[…]Jak chrząszcz, gdy nań nastąpią, wyciekasz z siebie, a twoja trochę
powierzchowna twardość i elastyczność są bez sensu.
[R. M. Rilke – Zapiski Maltego Lauridsa Bridgge]
Tu jest spane.
2.12.2012
czasami ciężko jest uwierzyć. druga butelka wina grzanego z korzennymi przyprawami i plasterkami pomarańczy nie wystarcza, by sobie przypomnieć. nie rozwiązuje pamięci, języka. czasami pragnę jednego, a później się wstydzę. takich pragnień nie wolno posiadać.
czasami myślę o ludziach, którzy pojawili się w moim życiu. o tych, którzy zostali znosząc moje zachowania i o tych, którzy odeszli zniesmaczeni, zawiedzeni. czasami tęsknię, a czasami nie pamiętam.
czasami wracam myślami do Herbacianego Chłopca i naszej niewinności, do wspólnych wieczorów na odległość i uczuć niczym nie skażonych, czystych, pięknych. do trzymania jego dłoni w swojej. do tego, że dłoń ta była wszystkim. nic więcej nie było potrzebne do szczęścia prócz listu, który przychodził raz w tygodniu.
czasami tęsknię za sobą sprzed lat, ale nijak nie potrafię do siebie wrócić.
czasami myślę o ludziach, którzy pojawili się w moim życiu. o tych, którzy zostali znosząc moje zachowania i o tych, którzy odeszli zniesmaczeni, zawiedzeni. czasami tęsknię, a czasami nie pamiętam.
czasami wracam myślami do Herbacianego Chłopca i naszej niewinności, do wspólnych wieczorów na odległość i uczuć niczym nie skażonych, czystych, pięknych. do trzymania jego dłoni w swojej. do tego, że dłoń ta była wszystkim. nic więcej nie było potrzebne do szczęścia prócz listu, który przychodził raz w tygodniu.
czasami tęsknię za sobą sprzed lat, ale nijak nie potrafię do siebie wrócić.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
