Zezowate Szczęście obraziło się podczas zakładania puszorka. Trzeba go było udobruchać obróżką z dzwoneczkiem. Teraz dumnie paraduje po komnacie i zaglądając do toreb patrzy na mnie pytająco - czy oby na bank spakowałem jego zabawki i czy przypadkiem nie zapomniałem o jego ukochanym reniferku i ciasteczkach na odkłaczanie. Sto pociech z nim i blizny na dłoniach. Nieprzespane poranki i mruczące wieczory.
Wracamy tam, gdzie zaczęła się nasza wspólna przygoda. Tam, gdzie go pierwszy raz zobaczyłem i wiedziałem od tej chwili, że należymy do siebie. Tam, gdzie pościel w gwiezdne konstelacje odgradza od świata, a w piecu ogień szumi i opowiada niestworzone historie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz