Ułożył
się z kieliszkiem wina w dłoni [i butelką na podorędziu] na
stosie poduszek i zapatrzył w zieleń drzew za oknem. Sam nie
wiedział, gdzie błądziły jego myśli lekko spowolnione różową
kapsułką. Nawet nie zauważył, gdy Szczęście usiadło mu na
biodrze, a dłoń mimowolnie zatopiła się w rudym futrze. Dopiero
gdy kot przeciągle miałknął, by zwrócić na siebie uwagę,
spojrzał w bursztynowe oczy i uśmiechnął się. Jesteś moim
największym szczęściem – powiedział – kocham cię.
Od bardzo
dawna miłość wyznawał jedynie Szczęściu. Codzienny rytuał, by
nie zapomnieć, jak brzmi melodia tych dwóch słów. Nie wiedział,
czy kot darzy go jakimś uczuciem, czy też traktuje jedynie jako
żywy podajnik karmy. Było mu to obojętne. Liczyło się to, że on
wciąż potrafi odczuwać tak intensywnie. Uwielbienie pojawiło się
znikąd i od pierwszej chwili było niesamowicie naturalne,
pierwotne. Tak kochał jeszcze jedynie Księżycową.
Zapalił
papierosa. Szczęście spojrzało na niego z niesmakiem, zmrużyło
oczy i zeskoczyło na podłogę, a Mrówka znów zagapiony w okno,
zastanawiał się, dlaczego tak trudno mu kochać ludzi i dlaczego
tak bardzo się przed tym broni. Ludzie to szuje, pomyślał. Tylko
na garstce nielicznych mu zależy, choć rzadko im to okazuje, chyba
za bardzo boi się, że im nie zależy na nim. Lipne i naciągane
wytłumaczenie. Zawstydził się, bo zdał sobie sprawę z tego, że
taki wiele spierdolił milczeniem. Mowa srebrem,milczenie złotem.
Powinien być w chuj bogaty, a czuje się ubogi.