9.08.2016

Blondynka

Dzień zaczął od drinka wypitego duszkiem. Przy drugim trochę się rozluźnił i włączył stary dobry jazz. Zassał trzy chmurki słodkiego dymu, który rozszedł się przyjemnym ciepłem po ciele i zakwitł uśmiechem. Nucił sobie z Ettą James o odnalezionej miłości. Jak to możliwe, że życie tak szybko płynie i tak bardzo go zmienia? Początkowa złość na samego siebie minęła, przeradzając się w głupkowaty chichot, aż włosy wymsknęły się z kucyka i rozsypały na twarzy. Dmuchnął na ciemny kosmyk i pomyślał, że chyba najwyższa pora przefarbować się na jasny blond. Stanie się słodką idiotką zasysającą drinki przez kolorowe słomki. Ludzie i tak biorą go pewnie za kretyna. Jak ten facet, z którym umówił się ostatnio w hotelowym pokoju, bo wciąż trzyma się zasady, by nie wpuszczać obcych do swojego świata. Facet przyjechał z Piły czy z Poznania, nawet już nie pamięta. Początkowo wszystko szło dobrze, bezpieczna odległość i rozmowa przy piwie. Gorzej gdy podszedł, dotknął, przyciągnął do siebie. Przyjemna ekscytacja płynąca z obserwowania i kokietowania gdzieś prysnęła. Zastąpił ją niesmak i choć starał się go przełamać, nic z tego nie wyszło. Wracając do domu zastanawiał się, co jest z nim nie tak. Dlaczego nie potrafi odpuścić i choć raz się zabawić? Przecież to nic złego. Że też w tej głowie musi mieć tak nasrane... pozostają jedynie mrzonki słodkiej idiotki o kawalerze, który zawładnie kiedyś duszką... albo chociaż ciałem.

Brak komentarzy: