Siedzieli w jasno oświetlonym pokoju pijąc wino, które mu
nie smakowało; później zamienili je na słodki, lepki likier pozostawiający w
ustach pikantny posmak. Rozmowy kręciły się wokół błahych tematów, na które nie
miał wiele do powiedzenia, więc głównie milczał wlewając w siebie kolejne
porcje alkoholu. Milczał i głupawo się uśmiechał podnosząc lekko lewy kącik ust.
Zastanawiał się nad tym, z jaką łatwością niektórym przychodzi poznawanie
nowych ludzi, umawianie się z nimi, zapraszanie do domu, do własnego łóżka.
Dla niego nawet to mieszkanie było czymś na miarę małej
świątyni. Nie chciał jej dzielić z obcymi. Nie chciał by wchodzili do jego
świata, poznawali go patrząc na przedmioty znajdujące się w jego pokoju, bo
przecież one mówiły o nim tak wiele, o jego osamotnieniu i codziennym życiu, a
może nawet o głęboko skrywanych nadziejach, malutkich marzeniach. W jego łóżku
nigdy nie zawitał nikt, kto by nic nie znaczył, kto przyszedłby jedynie na
szybki seks, by później zostawić go w wilgotnej pościeli z nieprzyjemnym uczuciem,
które pojawiało się niemal za każdym razem, gdy pieprzył się z kimś obcym. Z uczuciem,
że przegrał wszystko.
Pomimo tego, że został zaproszony na to spotkanie, czuł się
zbędny. W powietrzu gęstniało napięcie i dobrze wiedział, że chłopcy chcą jedynie
przyssać się do siebie niczym glonojady do szyby akwarium. Schował do kieszeni
paczkę papierosów, podziękował za miły wieczór i wrócił do siebie z ulgą
rozlewającą się w nim przyjemnym ciepłem. Miał serdecznie dosyć obserwowania
tych ich spojrzeń pozostawiających niemal mokre ślady na szyjach, splatanych
paluszków, dłoni na udach i kolanach. Ostatnio często przebywał wśród par. Zazwyczaj
cieszy się cudzym szczęściem, jednak w ciągu kilku minionych tygodni czuł zazdrość
i podziw. Raz nawet zapytał: Jak wy to robicie, że jesteście razem tak długo i
wciąż się wam udaje, wciąż jesteście szczęśliwi? Chłopcy spojrzeli na siebie i
z nieukrywanym śmiechem jeden z nich powiedział: Normalnie. Kochamy się i raz
jest lepiej, raz gorzej, ale chcemy ze sobą być. I tyle.
Normalnie… co oznacza to pojęcie? Dla niego jest
abstrakcyjne i nawet, gdy próbuje je definiować i zdawać by mu się mogło, że
wpadł na dobry trop, to przychodzi do głowy pytanie – czy ktoś taki jak on, totalnie
popierdolony, może stworzyć coś normalnego? Zdaje sobie wtedy sprawę z tego, że
nie wszyscy urodzili się zdolni do bycia z drugim człowiekiem. Nie ma na co
narzekać, ma swoje książki i Zezowate Szczęście – to jego świat. Niczego więcej
w nim nie będzie.