Leżę pod starym kocem i myślę, że czas znów go wyprać, bo
czuć od niego dym z papierosów, które odpalam co pięć minut. Jakbym nimi
odliczał czas. Przestrzeń pomiędzy nami. Zielona rozciągnięta bluza i śmieszne
bawełniane spodnie w kwiatki. Ot, domowe wdzianko na wielką dla wszystkich
chwilę.
Leżę pod starym kocem. Oglądam film. Grupa młodych,
uśmiechniętych ludzi rozmawia przy stole, a ja się zastanawiam, gdzie jest moje
życie.
Gdzie się kurwa podziało moje życie?!!!
Pamiętasz jaki byłem kiedyś? Pamiętasz, że potrafiłem się
śmieć? Tęsknię za tym. Za tym sobą, którym kiedyś byłem. Sobą sprzed ciebie. Za
sobą, którego już prawie nie pamiętam, nie mogę odnaleźć, jak gdyby umarł;
jakby ktoś mi go zabrał; zabił go we mnie. Tego mnie, którego chciałeś i sobie
wziąłeś, a później oddałeś dzieląc się nim, jak chlebem i solą. Dzieląc się
kurwa mną, jak przedmiotem, jak wspólnym ręcznikiem, miejscem na plaży.
Ale nie będę już dramatyzował, przecież są leki. No tak, nie
w aptekach, bo jest kurwa koniec roku i każdy marzy, żeby już się najebać i
balować w blasku kolorowych fajerwerków, które doprowadzają mnie do szału, bo
kurwa recepty nigdzie wykupić nie mogłem, bo zamówień nie składają. Trudno. Kilka
dni trzeba wytrzymać sam na sam ze sobą bez chemicznych falochronów.
Gdybym miał cię tu teraz przed sobą, to dotknąłbym dłonią twojej
twarzy; z lekkim rozmachem bym dotknął, zostawiając zaróżowiony piekący odcisk,
jak pieczątkę na znaczku, która mówi dokąd list ma dotrzeć. Napisane byłoby tam
:idź w chuj!
Zatem kochanie już nie moje, dziękuję, że cię tu nie ma, bo
chcąc cię upokorzyć, upokorzyłbym jedynie siebie używając twoich sposobów
rozładowywania emocji. Dziękuję za te tysiące kilometrów, którymi nas od siebie
odgrodziłeś. To najwspanialsza rzecz, jaką dla mnie kiedykolwiek zrobiłeś.
Dużo szczęścia i sto pieniążków. Nie wracaj tu już nigdy.
PS. Chciałbym cię nienawidzić, ale uczę się ciebie nie
kochać. Mój jedyny sukces mijającego roku. Że też muszę zawdzięczać go właśnie tobie…