„Cisza, która mieszka we mnie, jest moją drugą naturą. Tą,
która wciąż jeszcze musi milczeć, ponieważ nie znalazła nikogo, z kim mogłaby
mówić wspólnym językiem.” M. Marin – Skok anioła
Zgubiłem się w czasie. Dni spędzałem na wgryzaniu się we
wspomnienia. Długie godziny upływały na zatapianiu w nich zębów i szarpaniu. W
obłąkańczej pasji wyrywałem jedno po drugim. To jedyna forma walki, protestu na
jaki mnie stać.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że się tego nie spodziewałem,
a już zbyt wiele razy siebie okłamywałem, by zrobić to kolejny raz. Przeczuwałem,
że nadejdzie dzień, w którym wystawi mnie na próbę. Dzień, gdy będzie próbował
mnie załamać ostatecznie, bym stał się posłuszny i bezmiernie oddany. Udało się.
Coś pękło nieodwracalnie i nigdy się nie zrośnie. Staje się stygmatem, który będę
w sobie nosił i dzięki temu nie zapomnę. Nigdy nie wybaczę.
Ostatni raz o siebie walczę. Tym razem się uda, bo za bardzo
bolało, by poszło na marne. Wbrew temu, co o mnie myśli, będę żył dalej swoim
jedynie życiem. Nie pozna więcej tajemnic, nie zbliży się na krok. Nikt. Nikt mnie
już nie skrzywdzi.
Samotność przeraża, ale jest jedynym bezpiecznym domem. Poustawiam
na półkach grube książki i wieczorami pijąc gorącą herbatę będę poznawał inne
światy, będę podglądał życie. Nie zapomnę przeszłości. Nie przestanę tęsknić za
rodziną, niespełnionymi marzeniami, ciepłym dotykiem i miłością, ale nauczę się
żyć z tą tęsknotą, bezdomnością i milczeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz