Kilka dni temu coś go pchnęło do zajrzenia na starego bloga.
Trochę w nim pogrzebał, a później przeszedł na aktualnego. Zaczął czytać od
początku. Wróciły wspomnienia. Kilka lat opowiedzianych prostymi słowami. Kilka
lat zawieszonych w wirtualnej przestrzeni. Zabawne historyjki, błahe problemy,
a także te, które wywołały odruch wymiotny.
W ciągu tych lat poznał wspaniałych ludzi, którzy zawitali w
jego życiu na dłużej lub krócej. To im opowiadał swoją historie, ale głównie
sobie. Chciał zapamiętać. Chciał mieć dowód na to, co się działo, by łatwiej
było wspominać, by mógł pewne sytuacje analizować, przetrawiać i próbować z
czasem zrozumieć, wyciągać wnioski. Ludzie, którzy zawitali do jego wirtualnego
mrowiska pomagali mu przetrwać najtrudniejsze momenty, innym razem śmiali się
wraz z nim lub zwyczajnie byli, rozmawiali, a przecież to właśnie rozmowa jest tym,
co sprawia mu radość. Mijały tygodnie, później lata, nawet nie zorientował się
kiedy ten czas minął, a wraz z nim wirtualne więzy zaczęły się rozluźniać, inne
zostały niespodziewanie przecięte jednym zamachem. Nieliczne przetrwały próbę
czasu.
Pamięta jak poznał Mimi. Chciał pożyczyć łyżeczkę, ale
zamiast niej otrzymał przyjazną dłoń. I właśnie ta dłoń przy nim została, a jej
właściciel znosi Mrówkę od lat, choć pewnie ma czasami ochotę palnąć go w
łepetynę.
Nie o tym miało być, a o tym, który burzył krew. Odleciał i
wrócił. Milczał, a teraz znów się odezwał. To dlatego czytał. Chciał sobie
przypomnieć, jak bardzo ten człowiek boli. Ale wolał myśleć o Mimi, bo on
wzbudza ciepłe uczucia i Mrówka zakwita wtedy uśmiechem.