Wsiadają do samochodu. Otwarty
dach i wiatr rozwiewający długie włosy. Jadą znajomą trasą, którą przemierzali
setki razy. Tu kiedyś mieszkał. Codziennie chodził tymi ulicami. Patrzy na
wieże kościoła, za którym prawie 15 lat temu pierwszy raz kochał się z Jarkiem.
Jeszcze nie wie, że za 30 minut wjadą na podjazd jego nowego domu, że zobaczy
jego żonę, w łonie której rozwija się kolejne dziecko. Nie wie, że stanie przed
nim i coś w nim drgnie, gdy zobaczy tę twarz, tak dobrze znaną, tyle razy
trzymaną w dłoniach, że tak bardzo zaboli przeszłość, która powróci wraz z
obrazem wiszącym na ścianie.
- Oprawiłem go jakiś czas temu.
Dzięki niemu pamiętam. – mówi, gdy stoi w pokoju o ciemnych ścianach.
- Jest koszmarny. Resztę
spaliłem, bo nie chcę pamiętać. – odpowiada i wychodzi do toalety, w której
próbuje dojść do siebie, choć wszystko do niego wróciło i trzęsie od środka.
Nie chce pamiętać, że kiedyś miał
kogoś, kto go znał na wylot, kto przeżył z nim sytuacje, o których z nikim
nigdy nie był w stanie rozmawiać, kto zna jego przeszłość ze wszystkimi
szczegółami, które usilnie wymazuje z pamięci.
Wchodzi do pokoju i dostaje
butelkę piwa. Bursztynowy napój wlewa w siebie jak wodę, a później siada na
stole z gitarą i zaczyna grać zupełnie nieświadomy dźwięków, które wypływają spod
drżących palców.
Little
piece of something
Falling gently down down down
No one understands you like I do
Falling gently down down down
No one understands you like I do
I'd rather
be beside you
Everything we know so well
Tell me what you feel now
Show me what you think of it
Everything we know so well
Tell me what you feel now
Show me what you think of it
Jarek śpiewa głosem, którego on
już nie pamiętał. I glos ten w nim budzi jeszcze więcej, jeszcze intensywniej i
bardziej boleśnie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo głos może
zaboleć. On też śpiewa, bo nie może mówić, dotknąć i udawać, że nic się nie
zmieniło. Nie są już tymi samymi ludźmi. Nie ma już tego, co ich łączyło, choć
czuje, że chciałby do niego przylgnąć, nie po to, by się pieprzyć, ale żeby
poczuć ciało człowieka, którego kochał, który go znał, z którym przeżył to,
czego nigdy już nie zazna.
Jego żona uśmiech się i namawia
na kolejne piwo. Jest miła i nieświadoma tego, co ich kiedyś łączyło, tego kim
jest jej mąż, który obiecał jej miłość i wierność w zdrowiu i chorobie, na
dobre i złe, ale gdyby znała złe nie uśmiechałaby się tak radośnie, nie byłaby
taka spokojna i nie klepała by go po ramieniu wysyłając ich razem do sklepu po
kolejne butelki, które znieczulą.
- Jesteś z kimś? – pyta.
- Tak. Od kilku lat.
- Z kim?
- Z Karolem. – kłamie bez
zastanowienia – To tan, którego poznałeś w ubiegłym roku w Płocku. Jesteśmy już
razem kilka lat.
- To dobrze. Zawsze potrzebowałeś
kogoś, kto trzymałby cię na ziemi.
- Skąd pomysł na drugie dziecko?
– zmienia niewygodny temat.
- Iwona chciała. Mamy problemy z
małym, myśli, że drugie dziecko pomoże, że nauczy go kontaktu z innymi dzieciakami.
Zresztą, zawsze mówiła, że nie chce jedynaka.
- Nie myślałem, że tak potoczy
się Twoje życie.
- Ja tez nie.
- Jak się żyje w kłamstwie? –
pyta zgryźliwie.
- Kocham ją chyba.
- Jesteś pedałem, Jarek!
Oszukujesz ją każdego dnia. Ja pierdolę, tak się nie powinno robić. To kurestwo
z jakim się nigdy nie spotkałem, wyrachowane jebane kurestwo. – mówi nie
patrząc na niego.
- Niczego nie rozumiesz. Tobie
zawsze było łatwo, wszystko miałeś w dupie. Ja mam pracę, w której nie mogę być
pedałem, muszę być normalny.
- Normalny? Pierdol się z taką
normalnością! – mówi cicho i zawraca.
Chce uciec jak najdalej, ale musi
wrócić do ich mieszkania, do obrazu, który przypomina i dziecka, które
uświadamia jak daleko można posunąć się w obłudzie. Zastanawia się co się
stało, co spowodowało, że któregoś dnia przestał z nim być i dlaczego pamięć
nie chce działać, dlaczego nawet na terapii nie był w stanie sobie tego
przypomnieć. Co sobie zrobili, że tak skutecznie to wyparł.
Serce wali mu jak szalone. Siada
na kanapie i zaczyna rozmowę o koncercie sprzed kilku lat, o tym, że w tym roku
też się wybiera i zaraz po powrocie do siebie musi kupić bilet. Że dzień
pierwszego koncertu pamięta idealnie, że był pijany szczęściem, a później leżał
w holu u Kataszy i nie wierzył w bańki mydlane, w słowa płynące ze sceny, w to,
że zagrali tyle kawałków z Meds, choć promowali ostatnią płytę. Słowa płyną z
niego wartkim strumieniem, a gdy wychodzą Jarek daje mu kurtkę
przeciwdeszczową, mówiąc, że się przyda, że będzie padało i żeby na siebie
uważał, i że teraz będzie pretekst żeby wpadli jak będą wracali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz