16.07.2013

Przeszłość



Wsiadają do samochodu. Otwarty dach i wiatr rozwiewający długie włosy. Jadą znajomą trasą, którą przemierzali setki razy. Tu kiedyś mieszkał. Codziennie chodził tymi ulicami. Patrzy na wieże kościoła, za którym prawie 15 lat temu pierwszy raz kochał się z Jarkiem. Jeszcze nie wie, że za 30 minut wjadą na podjazd jego nowego domu, że zobaczy jego żonę, w łonie której rozwija się kolejne dziecko. Nie wie, że stanie przed nim i coś w nim drgnie, gdy zobaczy tę twarz, tak dobrze znaną, tyle razy trzymaną w dłoniach, że tak bardzo zaboli przeszłość, która powróci wraz z obrazem wiszącym na ścianie. 

- Oprawiłem go jakiś czas temu. Dzięki niemu pamiętam. – mówi, gdy stoi w pokoju o ciemnych ścianach.

- Jest koszmarny. Resztę spaliłem, bo nie chcę pamiętać. – odpowiada i wychodzi do toalety, w której próbuje dojść do siebie, choć wszystko do niego wróciło i trzęsie od środka. 

Nie chce pamiętać, że kiedyś miał kogoś, kto go znał na wylot, kto przeżył z nim sytuacje, o których z nikim nigdy nie był w stanie rozmawiać, kto zna jego przeszłość ze wszystkimi szczegółami, które usilnie wymazuje z pamięci. 

Wchodzi do pokoju i dostaje butelkę piwa. Bursztynowy napój wlewa w siebie jak wodę, a później siada na stole z gitarą i zaczyna grać zupełnie nieświadomy dźwięków, które wypływają spod drżących palców.

Little piece of something
Falling gently down down down
No one understands you like I do
I'd rather be beside you
Everything we know so well
Tell me what you feel now
Show me what you think of it

Jarek śpiewa głosem, którego on już nie pamiętał. I glos ten w nim budzi jeszcze więcej, jeszcze intensywniej i bardziej boleśnie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo głos może zaboleć. On też śpiewa, bo nie może mówić, dotknąć i udawać, że nic się nie zmieniło. Nie są już tymi samymi ludźmi. Nie ma już tego, co ich łączyło, choć czuje, że chciałby do niego przylgnąć, nie po to, by się pieprzyć, ale żeby poczuć ciało człowieka, którego kochał, który go znał, z którym przeżył to, czego nigdy już nie zazna.

Jego żona uśmiech się i namawia na kolejne piwo. Jest miła i nieświadoma tego, co ich kiedyś łączyło, tego kim jest jej mąż, który obiecał jej miłość i wierność w zdrowiu i chorobie, na dobre i złe, ale gdyby znała złe nie uśmiechałaby się tak radośnie, nie byłaby taka spokojna i nie klepała by go po ramieniu wysyłając ich razem do sklepu po kolejne butelki, które znieczulą.

- Jesteś z kimś? – pyta.

- Tak. Od kilku lat. 

- Z kim?

- Z Karolem. – kłamie bez zastanowienia – To tan, którego poznałeś w ubiegłym roku w Płocku. Jesteśmy już razem kilka lat.

- To dobrze. Zawsze potrzebowałeś kogoś, kto trzymałby cię na ziemi.

- Skąd pomysł na drugie dziecko? – zmienia niewygodny temat.

- Iwona chciała. Mamy problemy z małym, myśli, że drugie dziecko pomoże, że nauczy go kontaktu z innymi dzieciakami. Zresztą, zawsze mówiła, że nie chce jedynaka.

- Nie myślałem, że tak potoczy się Twoje życie.

- Ja tez nie.

- Jak się żyje w kłamstwie? – pyta zgryźliwie.

- Kocham ją chyba.

- Jesteś pedałem, Jarek! Oszukujesz ją każdego dnia. Ja pierdolę, tak się nie powinno robić. To kurestwo z jakim się nigdy nie spotkałem, wyrachowane jebane kurestwo. – mówi nie patrząc na niego.

- Niczego nie rozumiesz. Tobie zawsze było łatwo, wszystko miałeś w dupie. Ja mam pracę, w której nie mogę być pedałem, muszę być normalny.

- Normalny? Pierdol się z taką normalnością! – mówi cicho i zawraca. 

Chce uciec jak najdalej, ale musi wrócić do ich mieszkania, do obrazu, który przypomina i dziecka, które uświadamia jak daleko można posunąć się w obłudzie. Zastanawia się co się stało, co spowodowało, że któregoś dnia przestał z nim być i dlaczego pamięć nie chce działać, dlaczego nawet na terapii nie był w stanie sobie tego przypomnieć. Co sobie zrobili, że tak skutecznie to wyparł.

Serce wali mu jak szalone. Siada na kanapie i zaczyna rozmowę o koncercie sprzed kilku lat, o tym, że w tym roku też się wybiera i zaraz po powrocie do siebie musi kupić bilet. Że dzień pierwszego koncertu pamięta idealnie, że był pijany szczęściem, a później leżał w holu u Kataszy i nie wierzył w bańki mydlane, w słowa płynące ze sceny, w to, że zagrali tyle kawałków z Meds, choć promowali ostatnią płytę. Słowa płyną z niego wartkim strumieniem, a gdy wychodzą Jarek daje mu kurtkę przeciwdeszczową, mówiąc, że się przyda, że będzie padało i żeby na siebie uważał, i że teraz będzie pretekst żeby wpadli jak będą wracali.

Brak komentarzy: