16.05.2013

dzień



Kawa, papieros i banalne myśli. Pytania, na które nie zna odpowiedzi. Choć się ich domyśla, to  nie potrafi ich sprecyzować. Nawet pytania nie są konkretne. Jakieś strzępki zdań, na końcu których stawia znak zapytania. Nie potrafi odnaleźć odpowiedniej formy. Jakby rozlał się w czasie i przestrzeni. Czeka, aż ktoś zbierze go do kupy, zgarnie wszystkie okruszki i ulepi na nowo. Nie, nie ktoś, a on sam. Chciałby wyrzygać słowa, jak kocie kłaczki, jak przetrawiony obiad. Pozbyć się z siebie tego, co zawadza i uwiera, co powoduje ucisk i nieustannie ćmiący ból.

Myśli o przypadkowości życia. Nigdy niczego nie planował. Nie wiedział czego chce. Zawsze samo wszystko wychodziło. Teraz utknął w miałkości własnego świata. Świata, który stworzył, bo myślał, że tak będzie dobrze. Że jak się w takim ciepłym, bezpiecznym świecie schowa, to jakoś przeżyje, jednak już dawno temu przestało mu zależeć na przeżyciu. 

„Mam nadzieję, że dwoje ludzi może żyć razem, jeden obok drugiego, przynosząc sobie nawzajem radość. Że jeden nie musi drugiego zastraszyć, żeby zachować przewagę.
Może dojrzewanie właśnie na tym polega – aby pozwolić innym być.”
[Ketil Bjornstad  -Live Ullmann. Linie życia]

Próbował chwytać słowa, ujarzmić niesfornie umykające myśli. Siedział i pisał. Pisał i siedział. Palił jednego za drugim i popijał wystygłą kawą.

Myśli nie potrafił skoncentrować w jednym punkcie. Gnały chaotycznie od jednego do drugiego, wyznaczając wektory jego niepowodzeń. Rodzina. Praca. Związki. Miłość. Szybki seks. Przyjaźń. Przeszłość i teraźniejszość. Gdzieś w międzyczasie zachwiała się gramatyka jego życia i gdzieś przepadła przyszłość. Myśl ta spadła na niego całym ciężarem. Wystraszył się i wybiegł z mieszkania.

Odruchowo skręcił w prawo, później w lewo, skrzyżowanie, w lewo, jeszcze raz w lewo i był na Mickiewicza. Zawsze lubił tę ulicę, uspokajała go pomimo złej renomy. Tym razem jednak wzbudziła w nim niechęć. Nie chciał przechodzić obok psychiatryka, więc skręcił w prawo, by pójść wzdłuż parku bydgoskiego. Zza zakrętu wyskoczył gabinet psychiatry, do której już nie chodzi, chciała go wysłać na grupową terapię, więc wysłał ją w cholerę. Przyspieszył i pognał rozpędzony bez celu, bez możliwości zatrzymania się. Uciekał przed sobą i siebie gonił. Nie zdawał sobie sprawy z bezsensu sytuacji. 

Starówka. Nie lubi jej latem. Stada wycieczek i szczęśliwych rodzin. Tabuny dzieci i rozpychających się matek. Wszyscy uśmiechnięci, słodcy do wyrzygania. Tylko czasami komuś spod uśmiechu wymsknie się warknięcie, odsłaniające cały fałsz lukrowej szczęśliwości. 

Przeciął Szeroką, minął kamienicę, w której kiedyś mieszkał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Skręcił znów w lewo [czyżby to była jakaś fiksacja, pomyślał], minął Garnizonowy i mknął przed siebie. Wreszcie skręt w prawo i park, który wciąż kocha. Chciał iść na huśtawki, ale stado dzieci okupowało plac zabaw. Wściekłe matki nie dałyby mu spokoju, gdyby wszedł na ich teren bez alibi w postaci rozwrzeszczanego bachora. Rozszarpałyby go wzrokiem, a później rzuciły się na resztki. 

Poszedł na małą skarpę z widokiem na tramwajowe tory. Usiadł w trawie i czekał. W czekaniu odnalazł spokój, wyrównał oddech i na tle zamkniętych powiek przesuwał obrazy.

Przychodzili tu, gdy mieszkał w domku w ogrodzie. Rozmawiali o niczym i milczeli o wszystkim. Leżąc obok siebie dotykali się ramionami. Czasami trzymali w dłoniach swoje dłonie, a czasami twarze. Twarze czasami do siebie mówiły, a czasami tylko na siebie patrzyły. Plątały się tam ich języki. 

Czasami leżąc odwracał głowę i obserwował jego profil. Wyobrażał sobie zmiany jakie naniesie na tę twarz czas przyszły. Tylko raz wspomniał ze śmiechem o zakolach i łysinie na starość, dotykając przy tym czule jego skroni. Odrzucił wtedy jego rękę, jak wściekły koń. Nie lubił rozmawiać o niedoskonałościach, zwłaszcza swoich. Nigdy już nie wrócił do tego tematu i tylko sobie wyobrażał starość i cieszył się przedwcześnie. Przecież i tak będzie go kochał, nawet z łysiną, obwisłymi policzkami i pomarszczonym czołem. Tak myślał.

Brak komentarzy: