to jest jak jakaś gra, której zasad nie rozumiem. jak wróżenie z fusów, z petów czy popiołu z pieca. to nie powinno tak przebiegać. powinno być proste i jednoznaczne. chodź tu, albo wypierdalaj, a nie jakieś hola hola, a może by tak, siak, srak, albo jeszcze inaczej i na dwieście innych sposobów sobie życia utrudnianie.
deszcz pada i mam kota na kolanach. palę kolejnego papierosa i czekam, aż mi coś do głowy wpadnie, jakaś złota myśl, co to ją będę mógł patykiem wygrzebać i w lombardzie zastawić, a za otrzymane sto pieniążków kupię sobie coś ładnego i tylko dla mnie, jak te miodowe spodnie, co to S mi z dupy spada i w pasku dziurek brakuje. soko śpiewa o zbereźnościach różnych, a ja myślę, że mógłbym dziś łóżkowe fanaberie wyczyniać, a kot pobiegł do kuwety i poprzez oceaniczny piasek próbuje się przekopać na drugą stronę świata, bo ma potrzebę ucieczki z tego domu wariatów, a może tylko kupę zrobi, bo nażarł się kocich kabanosów, ciasteczek odkłaczających i innych łakoci, które przyniosłem po południu. a wszystko to oczywiście za jednym zamachem.
jeszcze jeden papieros i nic do powiedzenia. tyle pytań w głowie, a żadne nie przybrało wyjściowej formy, niech siedzą w szarych szlafroczkach i nie cisną się na język, bo niedajboże wypluję w nieodpowiednim momencie i znów wyjdę na głupka, co to nie potrafi się w sytuacji odnaleźć.
co byś zrobił, gdyby koniec świata był faktem niepodważalnym? dzień, godzina, wszystko wyznaczone. co zrobiłbyś tego dnia?
wynajął pokój w hotelu, choć wystarczyłaby tylko łazienka z dużą wanną. nalałbym do niej wszelkich pachnideł i leżał w niej z książką, choć nie wiem jaką, to chciałbym, żeby miała zieloną okładkę. leżałbym, czytał, a świat by się kończył i byłoby pięknie, i nie było by nic wcześniej, ani później. tylko wanna, książka i ja. ach, no może jeszcze kilka tabletek na spokojność, na nie wspominanie i nie planowanie, na tu i teraz obłędny spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz