Nie ma Cię, jakby nigdy nie było… chciałoby się powiedzieć, ale przecież byłeś, zostawiłeś na mnie swoje piętno i teraz nikt mnie nie zechce… nie, to ja nikogo nie zechcę. Nikogo innego od Ciebie. Nie potrafiłbym zareagować już chyba na czuły dotyk, bo mnie musi boleć, bo wtedy czuję, że żyję. Przy Tobie nauczyłem się takiego życia, takiego odczuwania. Przyzwyczaiłeś mnie do festiwalu złych i dobrych emocji, do wielkiej niewiadomej każdej minuty.
Pamiętam, jak mnie kiedyś przytulałeś, ot tak, podchodziłeś i oplatałeś sobą, szeptałeś zaklęcia… urabiałeś glinę w ciepłych dłoniach, by w konsekwencji stworzyć potwora. Gratuluję! Przerobiłeś mnie wedle swoich upodobań, a ja ślepy na wszystko, nawet nie zauważyłem kiedy to się stało. Stworzyłeś mnie takim, jakim teraz jestem, i choć mi się to nie podoba, nie umiem już inaczej. Moim największym buntem była uległość, całkowite poddanie. Jakbym tą uległością miał zasłużyć na bożą miłość. Na Twoją miłość. Ale nie zasłużyłem. Zbawienia nie będzie.
Stworzyłeś mnie i koniec. Tobie podobał się proces twórczy, rola artysty… dzieło Cię nie zainteresowało, a może szybko znudziło.
W chwilach totalnego upodlenia myślę sobie, że może to nie była miłość, tylko moja masochistyczna zależność od Ciebie. Tak sobie to próbuję przekłamać. Musiałem się totalnie upodlić, wyrzec własnego ja, które nagle stało się takie malutkie, odległe i jakby nie moje, by obudzić się i nie rozpoznać siebie.
Ile warstw Twego dotyku będę musiał z siebie zmyć, by powrócić do pierwotnej formy?
najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że się na to bezapelacyjnie zgadzałem.
kc paskudna klucho ropucho.
najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że się na to bezapelacyjnie zgadzałem.
kc paskudna klucho ropucho.