Niemalże w samo południe otrzymał sms: Masz na poczcie ;p Ucieszył się jak małe dziecko, by po chwili
zasmucić się myślą, że będzie mógł zajrzeć na nią dopiero po południu, gdyż
zmierzał właśnie na zebranie do Pentagonu.
Po raz pierwszy od 3 miesięcy spotkał znajomych z pracy, w
tym Halę, z którą kiedyś mieszkał w Domku w Ogrodzie. W połowie czerwca umówili
się na wspólne zapijanie rzeczywistości, ale pojawiła się przeszkoda w postaci dwóch
czynników:
Po pierwsze wraz z Halą mieszkała obecnie Gwiazda, która
wyprowadziła się z mieszkania zajmowanego wspólnie z Mrówką, z którym to
pewnego dnia przestała rozmawiać i odeszła. Oraz po drugie – Hala bała się
wychodzenia z domu, więc spotkanie poza Domkiem w Ogrodzie odpadało. Wymyślił
również po trzecie – coś się zmieniło, zniknęła u Hali potrzeba kontaktu z nim,
a może to Gwiazda przedstawiła jej Mrówkę jako potworniaka, z którym nie da się
już żyć i normalnie rozmawiać.
Jak się okazało, lato dla Hali było złe i nie miała
nastroju na jakiekolwiek spotkania, dlatego też nie odzywała się przez cały ten
czas. Mrówka pomyślał, że jego lato również nie było dobre, że przeżył wiele trudnych
momentów, ale był gotów zebrać się do kupy i wysłuchać Hali, spotkać się z nią
i obejrzeć z jak dawniej serię horrorów, a nawet cały sezon Lostów, oby przez
jakiś czas móc przebywać z drugim człowiekiem, którego znał, który go rozumiał,
a przynajmniej tak mu się wydawało. Ich krótka rozmowa toczyła się wokół
nadchodzącego zupełnie niespodziewanie ślubu Perwersyjnej Anny, na którym to
obecność swą obiecał, ale po informacji Hali, iż zaproszona została również
Gwiazda wraz ze swoim przydupasem, postanowił, że w listopadzie będzie miał
ciężką grypę.
Podczas zebrania dowiedział się, że trzeba poprawić
niektóre papierzyska tworzone jeszcze w czerwcu, oraz że będzie miał wśród
swoich podopiecznych dwie osoby z Zespołem Aspargera [musi poczytać na ten
temat, gdyż jego wiedza wraz z upływem czasu, który minął od studiów, bardzo
zmalała], oraz tradycyjnie alkoholizm, niezaradność życiową i inne ciekawe
przypadki, z którymi będzie się borykał przez najbliższe miesiące.
Po zebraniu pożegnał się ze wszystkimi, w tym z Halą, którą
zaprosił na kawę, gdyż Pentagon znajduje się nieopodal jego mrowiska. Ta jednak
odmówiła, nawet się nie tłumacząc. Pomyślał, że coś między nimi pękło, ta
niteczka, która przez ostatnie lata tak bardzo się naciągnęła, że w pewnym
momencie musiała się zerwać. Zrobiło mu się przykro i na końcu nosa miał smarki
powodowane napływającymi do oczy łzami. Czy jestem tak beznadziejnym
człowiekiem, że już nikt nie chce ze mną przebywać, pomyślał kulając się przed
siebie powolnym krokiem. Przecież zawsze starał się uważnie słuchać i zadawać
pomocnicze pytania, był ciekawy życia innych, ich problemów, radości i
codziennego życia. Rzadko mówił o sobie, a nawet ciągnięty za język rzucał jedynie
ogólniki i starał się szybko zmienić temat, by uciekając od zwierzeń
równocześnie okazać zainteresowanie rozmówcą.
Idąc przez mały lasek myślał o tym, że niedawno były
imieniny Króla, przy grobie którego nie był od wielu lat, od dnia, w którym
poszedł na cmentarz, by zapalić papierosa nad jego mogiłą i powiedzieć mu, że
już nic dla niego nie znaczy, że lęk i strach to czas przeszły, że potrafi zamknąć
wspomnienia w drewnianej skrzyni i schować je na dnie samego siebie, że już się
go nie boi. Jakże naiwnym chłopcem był wtedy…
Kopiąc szyszki myślał o Magicznym Człowieczku, o niedawnych
urodzinach Mamity, z okazji których kolejny rok nie mógł złożyć jej życzeń,
gdyż ich drogi rozeszły się i pewnie już nigdy się nie przetną. Rozeszły się do
tego stopnia, że o śmierci swojego ojca chrzestnego dowiedział się od Piotra,
który spotkał któregoś dnia Mamitę, a ta bez cienia zażenowania kazała mu
puścić dalej wieść o tej śmierci. Przedawnione to były informacje, gdyż wuj
zmarł kilka miesięcy temu, a Mrówka nie został o tym poinformowany. Ewidentnie nie
należy już do Rodziny.
Wychodząc na brukowany chodnik uśmiechnął się sam do
siebie, gdyż na horyzoncie zobaczył sklep, w którym zamierzał kupić butelkę
wina, która miała być dodatkiem, wisienką na torcie przesłanych opowiadań. Tak,
czytanie wciąż jest jego pasją, jedną z najwspanialszych ucieczek od samego
siebie, choć później w tekście znalazł fragment, w którym autor powiedział, że
Mrówka nie jest w stanie uciec sam od siebie. Ale gdy z kieliszkiem wina i
tlącym się pomiędzy palcami papierosem zagłębiał się w opowieść, zniknął,
rozpłynął się w słowach, które oplotły go sobą i przeniosły w inny wymiar. Zrozumiał,
że nie ten go zna i rozumie, kto przy nim bywa lub bywał, z kim rozmawiał i żył
na co dzień. Jest człowiek, który potrafi go rozgryźć, z którym sporadycznie
rozmawia przez telefon, częściej jednak wymieniając wiadomości tekstowe. Coraz mniej
jednak boi się tych rozmów, coraz swobodniej się podczas nich czuje. I choć
może nigdy się nie spotkają, uważa go za Przyjaciela, pomimo tego, że nie
zawsze potrafią ze sobą rozmawiać, że omijają często trudne tematy i nie wiedzą
o sobie wszystkiego, jest pomiędzy nimi od lat grubo pleciona lina, która czasami
mimowolnie zaczyna się rozplątywać, tylko po to, by za jakiś czas z
poszczególnych farfocli znów mogli zaplatać grube warkocze.
Nigdy nie zapomni dnia, w którym pierwszy raz rozmawiali. Telefon
w dłoni dygotał wraz z całym ciałem, a myśli nie chciały układać się w zdania,
ale śpiewny głos po drugiej stronie telefonicznego łącza uspokajał, mówił o
rzeczach ważnych i mniej ważnych, o mężczyznach i nie tylko, gdyż przecież
świat nie kręci się tylko wokół nich. Człowiek kryjący się za tym głosem był
jedynym przyjacielem, który zadawał pytania, który wiedział, gdzie Mrówka
przebywa i jak się czuje. Któregoś dnia, gdy bardzo się martwił o niego, dostał
wiadomość: Mam do ciebie pełne zaufanie, mały rudy kocie. Zrobiło mu się ciepło
w miejscu, gdzie ulokowane ma serce, choć ponoć tacy jak on, mają je po
przeciwnej stronie. To jednak nie jest ważne. Nie ważne czy kocha się mięśniem
tłoczącym krew do mózgu, czy właśnie mózgiem, a może duszą czy też umysłem…
ważne, że kocha, bez żadnych podtekstów, bez oczekiwań, zupełnie
bezinteresownie. Po prosu kocha.
A teraz może zapalić kolejnego papierosa, napełnić
kieliszek resztkami wina z ciemnozielonej butelki i poddać się kolejnemu
opowiadaniu. Choć wie, że będzie ono pełne smutku i samotności ukrytej pomiędzy
słowami, cieszy się na nie, na ten czas, gdy Mimi pozwoli mu zajrzeć do świata,
w którym łosie są tym, co pozwala zrozumieć człowieczeństwo i jego wielowymiarowość…