9.06.2013

Historie rodzinne I




Pamięć ma to do siebie, że lubi fałszować obrazy. Łagodzi je, wyrównuje kontury, lub w przypadku, gdy wspomnienia są nie do zniesienia, wymazuje je niczym dziecko pachnącą gumką myszką, by łatwiej było iść przez każdy kolejny dzień. Może dlatego nigdy nie lubił zdjęć, wolał obrazy. Zdjęcia ukazują rzeczywistość w pełnej krasie, bez względu na jej brzydotę, a rzeczywistość często bywa wrogiem nie do pokonania. Wygrać z nią można czasami jedynie popadając w szaleństwo, lub idąc jeszcze dalej, ale dalej idą tylko totalni pomyleńcy, tacy, którzy nawet ze swoim szaleństwem nie mogą odnaleźć komfortu chwili. 

Szaleństwa w sobie nie posiadał, a może nie potrafił go wtedy odkryć, choć liczył na złe geny po Maćku, miastowym dziwolągu przemierzającym okolicę na starym, skrzypiącym rowerze. Maćku z rozwianymi wiatrem siwymi włosami, szarymi, wodnistymi oczami i marsem na czole. Maciek był jego wujkiem, stryjkiem, czy kimś takim. Skoligaceni byli dzięki Buni i jej niemieckiej macosze, która była zła, a zła była dlatego, że była Niemką, jak mawiała zawsze Bunia, ale w tym przypadku Mrówka nie dawał wiary, bo jak można być złym tylko dlatego, że przyszło się komuś urodzić w danym kraju? Może to świat powoduje, że ludzie stają się źli? Nie wiedział tego wtedy, i nie wie teraz. Zło po prostu istnieje i czasem kogoś capnie za szmaty, i wtedy ludzie robią złe rzeczy.

Maciek urodził się zdrowy, polsko – niemiecka krew burzyła się w nim 20 lat, aż wreszcie wezbrała ogromną falą i zalała świat Maćka szaleństwem. Miejscowi do dziś powiadają, że to z nadmiaru nauki Maciek oszalał, że studiowanie budownictwa okrętów pomieszało mu w głowie, bo przecież wcześniej normalny był z niego chłopak. A później wielki świat go pochłonął i wypluł, o, takiego dziwaka mamroczącego do siebie pod nosem. Myśli jednak Mrówka, że Maciek zrobił wszystkich w bambuko i stworzył swój schizofreniczny świat, schował się w nim przed wojną i jej niedorzecznością, przed ludźmi wypełnionymi ohydą i brzydotą, przed złą matką i smutkiem życia w tamtych czasach. Ukrył się w sobie najgłębiej jak tylko potrafił, by to przetrwać, by przeżyć. 

Czasami Maciek wyściubiał nos z tego swojego środka bezpiecznego i pomagał Mrówce odśnieżać ścieżkę przez ogród, rower naprawiać, trawę grabić, węgiel do sztajerka wrzucić. W rodzinie nazywali go Głupim Maciunem, lub w skrócie po prostu Maciunem. Mrówka mówił do niego wujku, a on się wtedy uśmiechał i odwracał zdziwiony, że ktoś może tak do niego mówić i jakby niedowierzał w te słowa. Mówili jednak mało, i choć Mrówka spragniony był paplania jęzorem, dostroił się do fal, na których nadawał Maciek. Pracowali przeważnie w ciszy. Cisza stawała się przyjazna i ciepła, gdy wypełniali ją ukradkowymi spojrzeniami i uśmiechami, niby to do siebie, niby ot tak, gdzieś do własnych myśli. Mrówka lubił to maćkowe szaleństwo, a Maciek lubił chyba Mrówkę, bo ten był jedyną osobą w rodzinie, do której się dobrowolnie i sam z siebie odzywał, może wyczuwając w nim od dziecka zadatki na następcę tronu, na kolejnego rodzinnego wariata, godnego go zastąpić, gdy on już nie będzie miał siły świrować?

Cdn.


Inspired by Brooke

4 komentarze:

Unknown pisze...

Dla mnie bomba:) ech:)

Mrówka pisze...

Ha! Nie masz wyjścia, musi Ci się podobać, skoro zostałaś mą Muzą :D

Anonimowy pisze...

wcale nie musi, nie mam tego w kontrakcie:)

Mrówka pisze...

Yyy, to ten tego, zwijam kramik :P