Dosyć wcześnie pojawiła się myśl –
czas spać. Po chwili dodał do niej – oby nic nie śnić!
Myśli jednak nie mają mocy
sprawczej, więc sen przyszedł, a wraz z nim obrazy. Obrazy, które gdy obudził
się nad ranem wywołały promienny uśmiech i kolejną myśl – za dużo Cortazara!
Miał na sobie szare dresiki i białą
koszulkę. Krzątał się po kuchni zaparzając zieloną herbatę i lekko się
denerwował, przecież miała już tu być.
Gdzie ona jest?! – wrzasnął do
Gwiazdy.
Nie wiem, może kupuje ciasteczka.
Ja jej te ciasteczka do gardła
wepchnę razem z opakowaniem, jeśli się zaraz tu nie pojawi!
To zadzwoń i zapytaj, a nie się
wściekasz.
Nie będę nigdzie dzwonił. Sama
zadzwoń. To z Tobą się umawiała!
Halo, halo, Brooke!
Halo, halo, Gwiazda!
Gdzie się podziewasz? Mrówka szaleje
z niecierpliwości.
Przepuszczam przez maszynkę mięso na
mielone. Zara lecę!
Mrówka podsłuchiwał i zagrzał się do
czerwoności. Pufał jak zdezelowany piec.
Zara lecę!? Mięso mieli?! Czy Ona
jest poważna?!!!! Ma 40 minut spóźnienia! Pierdolę! Idę coś upiec! –
wywrzeszczał, opluwając przy tym Gwiazdę kropelkami śliny i zniknął w kuchni
trzaskając drzwiami i mrucząc pod nosem przekleństwa.
W kamionkowej misie mieszał
czekoladowe ciasto. W innej namaczał śliwki z takim zapałem, że część z nich
odbarwiła się już zupełnie i stała się bieluśka jak obłoczki na letnim niebie.
Miotał się od blatu do blatu, raz pufał kłębami dymu na wszystkie strony, to
znowu zatapiał palec w czekoladowej masie i wsuwał go do ust z pomrukami
zachwytu. Złość powoli ustępowała. Wściekłe rzuty przeszły w pląsy, a gniewne
pokrzykiwania w nucenie pod nosem w stylu:
ram pam pam,
ram pam pam
świetne ciasto piekę wam!
Ram pam pam,
ram pam pam
jak nie przyjdziesz zjem je sam!
Ram pam pam
Ram pam pam
I
spóźnienie w dupie mam!
Ram pam pam
Ram pam pam
Już spokojną duszkę mam!
Tadam!
Wtem zaćwierkały ptaki i Mrówka
chwycił telefon, na wyświetlaczu którego ukazały się królicze uszy zasnute
dymem.
Halo, halo, Mrówka!
Halo, halo, Brooke!
Nie uwierzysz! W Gwatemali rozpętała
się wojna!
Nie nie nie! Nie chcę słyszeć o
żadnej wojnie! Te uszy to Ci takie urosły zamiast nosa! I nie kłam tyle, bo Cię
zjedzą motyle!
Naprawdę tam jest wojna i masowe
ucieczki słoni. One biegną do nas i są głodne. Biedne słonie trzeba nakarmić, a
ja mam pyzy i mnóstwo śląskich kluchów, które są ich przysmakiem.
Tu nastąpiły trzaski, szumy i
szuranie, które okazały się Zezowatym Szczęściem w kuwecie. Kolejny raz rudy rozdziw
obudził go wczesnym świtem i ciasto pewnie wyszło z zakalcem.
4 komentarze:
O rany, ale się uśmiałam:) Masz dobrą pamięć:) jak słoń:D
nakarm mnie pyzami:D
Pyzy? ale one zapychają:) może lepiej soją?:D
Masz ładną gąskę:)
A pyzy bardzo lubię, zwłaszcza smażone na słoneczniku i czosnku.
Prześlij komentarz