Był pijany. Od nadmiaru zmieszanych
trunków kręciło mu się w głowie. Wciąż czuł słodki, odurzający zapach dymu. Był
spokojny, gdy przed nim pojawiła się znajoma twarz. Znajoma, a jednak tak inna
od tej, którą pamiętał. Twarz mężczyzny, który się do niego zbliżał. Dystans niebezpiecznie
malał. Oplotły go ramiona. Dłonie odgarnęły z twarzy włosy, a do ust wślizgnął
się język. Język zimny jak martwa ryba. Próbował się odsunąć, ale nogi
odmawiały posłuszeństwa. Chwiał się lekko i pewnie by upadł, gdyby on go nie
trzymał. Odwrócił twarz. Na wargach i policzku czuł wilgotny ślad pocałunku. Miał
ochotę zwymiotować, gdy język znów wypełnił mu usta. Znów spróbował się odsunąć,
ale niewiele to dało. Głośna muzyka wypełniała cały dom, wszystko huczało, a
wewnątrz czuł drżenie. Emocje miał skutecznie wyciszone. Przecież po to tam
uciekł, by się wyciszyć, by przetrwać najtrudniejszy moment.
Niepotrzebnie wybrał się w
odwiedziny, które rozdrapały stare rany. Odwiedziny, na które tak się cieszył. Siedząc
w kuchni z kubkiem herbaty w dłoniach nie
mógł się nadziwić, jak bardzo ostatni rok zmienił staruszkę siedzącą naprzeciw
niego. Jak bardzo stała się krucha
i nieobecna, jak bardzo się od niego oddaliła. Chciał się do niej przytulić i rozpłakać,
tak jak w dzieciństwie poczuć bezpieczne ciepło jej ciała, zapach babci, do
której zawsze mógł uciec jako chłopiec. Ale nie jest już tym małym chłopcem,
któremu ocierała zapłakaną twarz ścierką i przykładała listki babki na poharatane
kolana. Jest dorosły i zawiódł ją swoim życiem. Nie odwiedza matki, nie dał jej
tak bardzo wyczekiwanych prawnuków, pokłócił się ze wszystkimi i uciekł nie
oglądając się za siebie. Wersja jaką podano babci odbiegała od jego wersji. Powstał
pomiędzy nimi mur, który skruszyć mogłaby prawda, ale ta mogłaby bardziej
zaszkodzić babci, niż kłamstwa wkładane jej do głowy przez jego matkę. Wolał niczego
nie tłumaczyć. Potwierdził swoje przypuszczenia, że nie ma szans na odzyskanie
rodziny, że już nic dla nich nie znaczy, że jest jedynie złym, wstydliwym
wspomnieniem. Wystarczy zaakceptować, że nie ma już nikogo, kto kochałby go
bezwarunkowo, że nie ma już swojego miejsca na świecie, że wszędzie zawsze
będzie obcy. Wystarczy to zaakceptować i jakoś będzie mógł przetrwać do końca.
W ustach czuł smak alkoholu. Na wargach
zasychała obca ślina. Patrzył na niego
i zastanawiał się czego on może od niego chcieć. Wiele lat temu byli dla siebie
wszystkim, ale to się zmieniło. Chciał się do kogoś przytulić i usłyszeć
zapewnienie, że za jakiś czas będzie lepiej, że da radę chodzić do pracy i
będzie uśmiechał się do słońca, że nauczy się żyć sam. Ale nie było nikogo. Tylko
ta zmaterializowana przed nim przeszłość. Natarczywe palce ślizgające się po
ciele pod koszulką. Czuł obrzydzenie, a jednocześnie pragnął dotyku. Był na
dobrze znanej ścieżce do ukarania samego siebie za wszystko, co w nim nieudane
i złe. Chciał tylko zasnąć przy kimś, kto by go sobą otulił. Przez chwilę
chciał poczuć się bezpiecznie.
I już nigdy więcej się nie budzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz