Tak bardzo cieszył się na dzisiejszy
dzień. Wstał wraz ze świtem, prysznic, kawa, dwa papierosy i sprint na
przystanek. Dwie godziny intensywnych pertraktacji. Czar wczorajszego
podekscytowania ulatniał się z niego wraz z każdą minutą. Do autobusu wsiadał
jak przeżuta guma. W domu nie mógł znaleźć sobie miejsca, ni zajęcia. Wypił mocną
kawę. Rzucił się na łóżko z książką, ale nie był w stanie czytać. Wgramolił się
pod kołdrę i zasnął niemalże natychmiast.
Nie wie, o co chodzi, co się stało i
dlaczego tak go zmęczyła ta chwila pracy. Wypadałoby przecież, aby cieszył się
powrotem do niej, zmianą jaką za sobą niesie, ale to ruch w kierunku rutyny,
codziennego wychodzenia z domu i dopasowania się do reszty.
Nie czuje się
kompetentny do pokazywania innym, jak żyć, pokazuje więc jak przetrwać,
funkcjonować w miarę możliwości poprawnie.
4 komentarze:
Podpisuję się "wszystkim" pod ostatnim akapitem bo mi też kompetencji brak.
Dojście do pracy zajmuje mi ok 13 min. Z dniem pierwszego września, każdego roku powtarzam sobie, że tym razem wszystko się zmieni- na lepsze. I tak sobie żyję nadzieją... przez te 13 minut:)
Dobre i 13 minut:)
Ja co drugi dzień łapię moc i euforia mnie rozpiera, a później podopieczny nie wpuszcza mnie do domu i czar pryska.
Icku, oddzielam tu kompetencje zawodowe od pozostałych, bo zawodowe chyba obaj mamy.
nie o zawodowe mi chodzi. ice
Prześlij komentarz