2.10.2012



Tak bardzo cieszył się na dzisiejszy dzień. Wstał wraz ze świtem, prysznic, kawa, dwa papierosy i sprint na przystanek. Dwie godziny intensywnych pertraktacji. Czar wczorajszego podekscytowania ulatniał się z niego wraz z każdą minutą. Do autobusu wsiadał jak przeżuta guma. W domu nie mógł znaleźć sobie miejsca, ni zajęcia. Wypił mocną kawę. Rzucił się na łóżko z książką, ale nie był w stanie czytać. Wgramolił się pod kołdrę i zasnął niemalże natychmiast. 
 
Nie wie, o co chodzi, co się stało i dlaczego tak go zmęczyła ta chwila pracy. Wypadałoby przecież, aby cieszył się powrotem do niej, zmianą jaką za sobą niesie, ale to ruch w kierunku rutyny, codziennego wychodzenia z domu i dopasowania się do reszty.

Nie czuje się kompetentny do pokazywania innym, jak żyć, pokazuje więc jak przetrwać, funkcjonować w miarę możliwości poprawnie.

4 komentarze:

icek pisze...

Podpisuję się "wszystkim" pod ostatnim akapitem bo mi też kompetencji brak.

Wu pisze...

Dojście do pracy zajmuje mi ok 13 min. Z dniem pierwszego września, każdego roku powtarzam sobie, że tym razem wszystko się zmieni- na lepsze. I tak sobie żyję nadzieją... przez te 13 minut:)

Mrówka pisze...

Dobre i 13 minut:)

Ja co drugi dzień łapię moc i euforia mnie rozpiera, a później podopieczny nie wpuszcza mnie do domu i czar pryska.

Icku, oddzielam tu kompetencje zawodowe od pozostałych, bo zawodowe chyba obaj mamy.

Anonimowy pisze...

nie o zawodowe mi chodzi. ice