Siedziałem dziś w szczerym polu, a w sumie to na ściernisku, bo żniwa ruszyły pełną parą. Siedziałem, leżałem, w gwiazdy patrzyłem, dyskutowałem, słuchałem, opowiadałem, wino piłem, lulki paliłem, komary odganiałem, po stopach się drapałem...
Dawno nie byłem taki beztroski. Na kilka godzin zniknął Mrówka, był tylko Tomek, ten sprzed lat, pełen energii, inwencji i pomysłów od czapy.
Śpiewaliśmy Podolankę, rozmawialiśmy o gospodarce w Afryce, o drzewie na drodze do i o spaniu na polnej ścieżce, o filmach Allena i o rowach różnych, i kamieniach. I spadł meteoryt, i myśl wcale nie dla mnie, a o szczęście dla kogoś innego, albo chociaż spokój. I list w butelce, napisany na starym paragonie i zostawiony gdzieś w krzakach przy figurce z Marysią... i było by tak pięknie, gdyby móc nie wracać do...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz