Mrówka siedział w miękkim, głębokim fotelu z Antonim na kolanach. Gadał do niego jakieś bzdety o lampkach choinkowych, uśmiechał się do Brooke, słuchał Billy Holiday z odgrzebanego adaptera po rodzicach Piotra, myślał o małej butelce miętówki stojącej pomiędzy dwoma właśnie czytanymi tomami opowiadań Czechowa i zasnął. Ot ci historia. Byłaby jedynie ciepłym wspomnieniem przebiegającym przed oczyma wieczorem, ale przyśnił się sen, a we śnie usta, wargi różowe, różowiutkie, soczyste i w sam raz do całowania, lizania, gryzienia. Wargi Mrówkę pocałowały, Mrówka pocałował wargi. Wargi się spotkały i o dziwo nie walczyły ze sobą języki o uzyskanie przewagi, a spójnie tańczyły badając wnętrza ust i było w tym tyle cudnej namiętności, że się z wrażenia Mrówka obudził pełen zdziwienia i tęsknoty. Szkoda, że wargi nie posiadały twarzy, a jedynie coś przeczuwalnego w jej miejscu, coś nieznanego, coś do czego można by tęsknić w deszczowe popołudnia w wiejskim domku na skraju lasu.
7 komentarzy:
To są wary z mojego bloga:)
Jezusie, tylko nie mów, że Twoje, bo erotycznych snów z Tobą w roli głównej to jeszcze nie miałem ;p
hej, Rudzielcu! pamiętasz mnie jeszcze?? :D
Jeszcze nie miałeś? Ja z Tobą też nie:D cmok CMOOOOOOOOK!
Emma...Emma...Emma...coś mi świta, ale jak przez mgłę... poznaliśmy się na targu w Płońsku???
Brooke, obyśmy nie wywołali wilka z lasu :P
Ja też byłam na targu w Płońsku. Sprzedawałam stare arbuzy:D
Te na których resztkach wyciąłem orła i narobiłem sobie wstydu???
Prześlij komentarz