Dlaczego ta pusta część mnie tak bardzo domagała się wypełnienia; człowieka, który by w niej zamieszkał, dla którego mógłbym rzucać się z pazurami na świat i wyszarpywać ochłapy szczęściu, a w wieczornej ciszy samotności płakać profilaktycznie, zaklinając ochłapy, by Szczęściem się stały.
Czuję NIC.
NIC jest dobre. Jeszcze nie uwiera, choć kupiłem je bez przymierzania, bez wcześniejszego planu zakupu nawet.
Jula kochanie, przestawiasz szyk słów moich zdań, i mówisz, że nie można nic nie czuć. A ja czuję NIC i powtarzam to uparcie. Ty wiesz jednak swoje, bo przecież takie nic do mnie nie pasuje, nie jest w moim stylu. Ale jaki jest mój styl? Byłem każdym i wszystkim. Gastronomiczną księżniczką, salonową damą, parkietową baletnicą, fotelową Szeherezadą, zmysłową kurtyzaną sypialni i wyuzdaną ladacznicą wszelkich zachcianek. Kim jestem teraz, by urządzać publiczne darcie szat, teatr rozpaczy i histerii, tylko po to, byś mógł powiedzieć, że cierpię, cierpię na miłość. Pokazówkę to ja strzelam zupełnie inną, wbrew sobie i wszystkim uśmiecham się do Ciebie i pokazuję, jaki jestem twardy chłopak. W przypływie alkoholowego upojenia pozwalam Ci nawet wsunąć język w moje usta, tylko po to, by Cię odepchnąć, gdy się okazuje, że pocałunek ten nie ma smaku i nic dla mnie nie znaczy, czuję NIC. Zobacz jakim jestem chujem, daję i odbieram w jednej chwili i to bez mrugnięcia okiem.
Ups, wydało się. Wrażliwość zjadły bezpańskie psy i nawet im się nie odbiło.
I tylko czasami boleśnie uderza jakieś niewyparte jeszcze wspomnienie, o tym, że można inaczej.
Te moje chłopięce marzenia odbijały mi się czkawką myśli, gdym leżał skulony, zmęczony, pełen żalu do świata. W pustym łóżku, otulony pościelą noszącą na sobie jeszcze jego zapach, który drażnił zmysły. .. chłopięce marzenia o silnych dłoniach, obserwacji pojawiającej się z czasem sieci zmarszczek, o wspólnej starości.
Marzenia nic nie kosztują… Gówno prawda!!!
Każdy kęs chleba zwymiotowany, każda łyżka zupy, plasterek ogórka, serek, ziemniaczek. Organizm od jakiegoś czasu nie chce przyjmować, ani zatrzymywać w sobie tego, co mu daję. Można się przyzwyczaić i zapamiętać, że leki bierze się dopiero po ostatnim pawiu, by mogły ukoić rozedrgane ja. Co włożę do pyszczka, pogryzę i przełknę, po chwili tą samą drogą Matce Naturze oddaję. Pędzi obiad do Wisełki podziemnymi kanałami, a ja szkolę się w biegach z przeszkodami od łóżka do łazienki.
Przebłysk. We śnie migawka. Całuje mój brzuch i mówi, że jest idealny. Jestem idealnym brzuchem. Do tego się sprowadzam, do czystej esencji fizyczności, jak gdyby nie było nic poza nią. A przecież kiedyś kładł głowę na tym brzuchu i nasłuchiwał, co w nim piszczy, czy duszka śpiewa. Twierdził, że tam właśnie mieszka moja dusza. W brzuchu. Duszka z brzuszka, mówił.
Po przebudzeniu przypominam sobie z innymi chłopcami całowanie, do ucha wprost szeptanie, jak życzenia do spadającej cząstki gwiazdy… dotknij mnie… jeszcze, jeszcze, jeszcze… wypływa cała moja zachłanność.
4 komentarze:
Jula fajnie przytula :))
cmokęsy dla Was!
Wiem co to znaczy czuć NIC.
To gorsze niż czuć cokolwiek:)
czasami wydaje mi się, że to NIC jest jednak lepsze, bezpieczniejsze i mniej inwazyjne.
Przekonasz się, że jest wręcz odwrotnie.
Prześlij komentarz