4.11.2011

nic


Chciałoby się powiedzieć, że kurwa w zielonej sukience zaliczyła zgon, ale kurwa, jak to kurwa, tak łatwo nie umiera, a ja nie mam w sobie jeszcze mordercy. Nie będzie rzezi niewiniątek, winiątek, ni innych wytworów mózgopochodnych. Chwilowo parszywa panienka została wprowadzona w farmakologiczną śpiączkę, może nie doczeka wybudzenia, ale myśl ta świadczy jedynie o tym, że nawet będąc w śpiączce, przedziera się do mego umysłu i miesza swoją drewnianą chochelką w zupie mych myśli.
Jesień przynosi pogorszenie stanu, zima daje możliwości, ale przecież nieunikniona, kłamliwa wiosna nadejdzie, a nie wiem czy będę w stanie czekać na nią z gaśnicą, certyfikatem ukończenia kursu bhp i kocem przeciwpożarowym w zbyt małych dłoniach. Nie wiem czy będę potrafił pierwszy zaatakować pierwiosnki pragnień, pączki czułości zdusić w zarodku i powiedzieć: pieprz się, gdy ziemia zacznie pachnieć deszczem i słońcem. Może będę potrafił się chociaż bronić. Może zapisze się na kung fu, Krav mage, aikido czy inne fizyczne wygibasy, które pozwolą mi umiejętnie wyjebać pierwszemu, który się do mnie choćby odezwie.
Rum z Tesco jest obrzydliwy, ale rozwiązuje język i myśli; sprawia, że słowa maszerują po nim, niczym armia gotowa do opuszczenia okopów. Małe żołnierzyki z tępymi bagnetami rzucają się w przepaść, wirtualną otchłań potępienia, niezrozumienia, zrozumienia.
Pani Orderowa dąży do zracjonalizowania wszystkiego. Ma rację, ale ja nie przyjmuję do wiadomości takich racjonalizacji, słów o bezdomnych, głodnych psach, zdrowieniu, amplitudach i balansach. A „to wszystko” jest przez setną sekundy, jak policzek wymierzony przez przyjaciela dla złapania równowagi. Później już tylko NIC.

Brak komentarzy: