24.11.2011

Banał i Sacrum


Poszedł do kościoła. Po siedmiu latach nieobecności w zimnych murach bożych domków, przeraziło go poddanie wiernych. Nie mógł się nadziwić, że wszyscy potulnie wstają, klękają, wygłaszają regułki, wyją pieśni, biją się w piersi i potakują główkami, gdy ksiądz z ambony grzmi o poprawności tez Natanka, o królowaniu Chrystusa nad Polską, Europą, światem i wszechświatem, zapominając, że nie wszyscy są katolikami.
Znając rytuały, nie potrafił im sprostać. Siedział z dupą przyklejoną do zimnej ławki i zastanawiał się nad niebem i piekłem, nad możliwością istnienia siły, która tak naprawdę nie musi istnieć, by mieć pod sobą rząd dusz. Zastanawiał się w co wierzą ci ludzie – w święte obrazy, kalendarzyk małżeński, zemstę, Polskę, plastikowe różańce, czy też w Boga miłosiernego, pełnego ciepła i wybaczenia. Myślał, że jeśli bóg istnieje, to straszny z niego skurczybyk, by nie wyrazić się ostrzej, a później śmiał się do swoich dziecinnych myśli. Obserwował ludzi i myślał, że to w nich jest piekło, wystarczy się zbliżyć, dotknąć… jest też w nich niebo… Wracając do domu, zupełnie niespodziewanie spotkał to niebo i zatopił się w nim z zachwytem na 2 dni, by przypomnieć sobie, że jest ono równocześnie piekłem. Dławiąca cisza poranka wdzierała się do głowy, gdy szukał dla siebie usprawiedliwienia, ale zamiast tego znalazł jedynie wielki głód. Czy głód może być usprawiedliwieniem? 

1 komentarz:

Emma pisze...

Asaf nadal na Twojej topliście :)