20.12.2020

no i chuj

 

Nie udały mi się dziś pierogi. Rozpadały się w rękach, tak jak rozpada mi się ciągle życie. Nie potrafię przeskoczyć na wyższy poziom. Ręce mi się trzęsą. Tracę stabilność. Chyba nie potrafię nawiązywać normalnych relacji z ludźmi. Zawsze prosiłem o akceptację. Błagałem o odrobinę miłości. Swoją służalczością i gotowością prowokowałem ludzi, mogli przychodzić i odchodzić, wracać i znów odchodzić. Przepraszałem. Pozwalałem robić sobie bajzel z życia, burdel w głowie. Tylko dlaczego prędzej czy później każdy odchodzi? Jak bardzo zjebany jestem? Jak bardzo nie potrafię zadbać o komfort innych? Jak wielu ludzi skrzywdziłem? Jak bardzo zepsuty jestem? Ilu osobom dziś mógłbym powiedzieć wypierdalaj, bo mnie niszczysz? Ile osób kocham? Czy choć jedna z nich kocha mnie? A ile osób mogłoby dziś mi powiedzieć wypierdalaj, bo mnie niszczysz? Czy matka choć przez chwilę o mnie myślała umierając? Jestem egoistą. Pierdolonym chujem. A na to nie ma magicznych tabletek. Nie da się zapomnieć, gdy się wszystko niszczy, gdy wokół ciągły rozpad, gdy nie ma na kogo liczyć.

Czasami oglądając mądre filmy czy czytając popadam w zachwyt nad rodzinami, w których matka czy ojciec uczą swoje dzieci życia, tłumaczą świat, dają rady, wspierają. Moja matka przekazał mi dwie swoje mądrości, które zapamiętałem do dziś – nie czytaj przy jedzeniu, bo będziesz miał głupią żonę i nie trzymaj rąk w kieszeniach, bo się wypierdolisz i pysk zedrzesz na chodniku. Jakże życie mi ta prastara rodzinna wiedza ułatwiła.

24.07.2020

Ich bin ein schmetterling, ich werde morgen sterben


Ich bin ein schmetterling, ich werde morgen sterben
Obejrzałem film i coś się we mnie zepsuło, bo nie byłem gotowy na wspomnienia.
Któregoś dnia przyszedł z Kulką. Zaproponowałem drinka, bo akurat piłem jednego z tych różowych, które były w tym okresie moją kolacją. Został na noc, a następnego dnia wprowadził się na dwa tygodnie. Wiedząc, że nie mamy czasu upijaliśmy się dwa razy dziennie. Paliliśmy zioło i tańczyliśmy do rana. Rozmawialiśmy o wszystkim i o wszystkim milczeliśmy. Nigdy wcześniej nie pokochałem nikogo tak szybko i tak intensywnie. Potrafił brać od życia to na co miał ochotę i nie oglądał się za siebie. Był wolny tak, jak ja nigdy nie potrafiłem. Bez wyrzutów sumienia. Bez zastanowienia. Lubiłem gdy mnie budził, bo nie mamy czasu na spanie, bo niedługo wyjeżdża, bo nie można doby rozciągnąć, a jemu wciąż mało i chce więcej i więcej i ile tylko się da. Później uczył mnie oddychać, gdy się dusiłem i zachłannie łykałem tabletki żeby świat mi nie wirował z nadmiaru emocji i przerażenia. Mówił mein Schatze, dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? Bywaliśmy w tych samych miejscach, siadaliśmy przy tych samych stolikach, zawsze się mijaliśmy. Wyjechał. Codzienne telefony były wszystkim. Gdy pojawił się po kilku miesiącach poznałem jego chłopaka. Całkiem miły człowiek.