Gdy wszedł do pokoju na łóżku siedzieli Mimi i Wu.
W gruncie rzeczy, to nawet nie siedzieli, a kulali się po wyrku ze śmiechu, aż
girki fikały w powietrzu, a bambosze fruwały pod sklepieniem.
Mrówka: Z czego ryjecie? – zapytał, jak przystało
na wścibskie jajo.
Wu: Z ostatniej randki Mimi. Koleś zabrał go na
kompot. – powiedział ocierając łzy.
Mrówka: Rabarbarman? Widziałem go na zdjęciach. Całkiem
niezły… gdyby nie ta maska na twarzy. – zachichotał.
Wu: Jaka maska?
Mrówka: No taka przeciwgazowa. Chyba właśnie miał
nawożenie i nie mógł oddychać przez opary obornika.
Mimi: Przestańcie się z niego nabijać. Ja lubię kompot.
Wu: Chyba raczej maski.
Mrówka: Podobno ma supermoce i zabija
łodygą rabarbaru z półobrotu. - szepnął konspiracyjnie, aczkolwiek nieco teatralnie do Wu.
Mimi: I nieźle potrafi dać z liścia.
Przebudzenie z ustami wykrzywionymi uśmiechem bywa całkiem przyjemne. Chciałby takich więcej.
2 komentarze:
Ale, że ja, gwiazda drugoplanowej roli w mrówczym śnie??
[Mała wizualizacja- światła reflektorów, błyski fleszy]
Ech, komu autograf? :P
Sny bywają ciekawe i to cudowne, że się nad nimi nie panuje :)
Prześlij komentarz