czwartek, 29 kwietnia 2010 21:21
Czuję się w
sobie strasznie zapętlony. Nie potrafię wrócić na pozycję, w której się
znajdowałem przed ubiegłorocznym latem. Świat wywrócił mi się do góry nogami
przez te 6 miesięcy i teraz nie mogę odnaleźć się w pojedynczym życiu. Drzewa
strzeliły kwiatami, a ja dziczeję na ulicy. Tęsknię za ogrodem, za leżeniem w
trawie z książką, za świecami na stoliku pod czereśnią i debatami w mroku.
Tęsknię nawet za schodami, które notorycznie próbowały mnie zabić, a przynajmniej
połamać. Tęsknię za spadaniem z nich. Tu jest nijak. Dziesiątki osób
zamkniętych w betonowym pudełku. Brak przestrzeni. Brak możliwości wyjścia boso
w poranną rosę. Nasze pierwsze lato w domu z ogrodem, kojarzyć mi się zawsze
będzie z okrutnym upałem, który na strychu nie pozwalał normalnie funkcjonować;
temperatura osiągała apogeum, susza kładła się żółcieniami na trawie, a drzewa
nie dawały schronienia w swym cieniu. Kładliśmy się w kuchni na płytkach, a
nasze ciała próbowały odebrać im chłód. Pewnego wieczoru usłyszeliśmy deszcz
uderzający o szyby. Wybiegliśmy przed dom i tańczyliśmy z radości niczym
indiańscy szamani. Naiwnie wierzyliśmy, że tak będzie zawsze, że święta trójca
na wieki pozostanie razem. Gdzie mam teraz tańczyć w letnim deszczu? Na rzygowniku,
który ktoś, zapewne przez pomyłkę, zamontował zamiast balkonu? Wszystko nie
tak...
czwartek, 29 kwietnia 2010 20:53
W ostatecznym
rozrachunku jestem osobą, która potrafi wyrządzić zło. Nigdy świadomie nie
próbowałem nikogo skrzywdzić, lecz mimo dobrych intencji, w potrzebie
potrafiłem być do cna egocentryczny, wręcz okrutny. Byłem kimś, kto potrafi,
uciekając się do wiarygodnej wymówki, zadać osobie, na której mu zależało, ranę
nie do zagojenia.
[Haruki
Murakami - Na południe od granicy, za zachód od słońca]
piątek, 29 kwietnia 2011 11:02
Jula: Nikt
mnie nie nauczył bliskości. Ja nie wiem, czy mi jej brakuje, czy nie. Nie znam
jej.
Mrówka długo
myśli o Julianie. Zastanawia się kim on jest. Był taki moment w życiu Mrówki,
że podejrzewał Julę o nieziemski egoizm, o to, że „przyjaźni się” z Mrówką,
gdyż ma w tym interes – Mrówka pisał mu eseje, referaty i tym podobne rzeczy,
na które Jula nie miał ochoty poświęcać swego czasu i wysiłku. Łechtał przy tym
mrówczą próżność słowami – Ty to napiszesz znacznie lepiej, Tobie tak łatwo to
przychodzi, jesteś w tym dobry, najlepszy.
Mrówka jest
istotą z gruntu podejrzliwą i zawsze myśli, że nie można go lubić ot tak, za
nic, że jeśli nie będzie udowadniał na każdym kroku, że wato go mieć gdzieś
blisko siebie, bo może się przydać, to ludzie odejdą, zapomną. Ale przecież
Jula jest. Trwa przy tych wszystkich fanaberiach. W najtrudniejszych momentach
wpada z torbą krówek, lub owocowych ciastek i parafrazując Muminka mówi – Nie
płacz już, tylko zjedz kilka ciastek.
Czasami Jula
znika na kilka tygodni. Zatraca się w jakiejś chwilowej znajomości, czerpie z
niej pełnymi garściami, by w chwili, w której trzeba zdecydować, określić jej
znaczenie, wyskoczyć z niej jak poparzony. On jest jak kot, do nikogo nie
należy, ale ma swoich wybrańców, o których lubi się ocierać, pomrukując przy
tym cichutko. Mrówka przy nim z całym swoim dystansem, wycofaniem i strachem,
jest jednak jak York, podskakuje, poszczekuje, pakuje się na kolana, liże po
dłoniach i twarzach.
Podobne doświadczenia
dzieciństwa, ukształtowały dwóch na pozór różnych ludzi. Jula również ma żal do
ojca, ale nie za to, jaki był, a za to, że odszedł, że nie chciał patrzeć jak
dorasta, nie chciał go poznać. Mrówka czasami myśli, że przez to Jula ma
trudność w kontaktach z drugim człowiekiem, że nie pozwala sobie na
przywiązanie się do kogoś, bo każdy może zniknąć pewnego dnia o świcie. Ten z
pozoru twardy facet, trzęsie się w środku ze strachu, że ktoś znów mógłby go
zostawić z milionem pytań bez odpowiedzi.
piątek, 29 kwietnia 2011 21:16
Jako Mrówka
rzekł, tako uczynił. Znalazł, wrzucił i daje tę piosnkę Wróżce Fus Fus. Wersja
niestety lipna, gdyż ze starej płyty, nigdy nie wydanej, przez wielu zapomnianej,
ale ile się Mrówka niegdyś przy tych słoniach naskakał:)
piątek, 29 kwietnia 2011 11:03
Mrówka wreszcie
się wyspał. Sam w swoim wąskim łóżku, przytulał się do poduszki i wyobrażał
sobie tylko ramiona, które wcześniejszej nocy go odrzucały, powodowane
gorączką. Mrówka czasami nieświadomie przez sen oplata Ka niczym bluszcz.
Czasami tym przytuleniem, zatuleniem, otuleniem dusi wręcz, pozbawia pola
manewru.
Może właśnie
taki jest Mrówka. Może przytłacza swoją osobą. Może jest jak chwast, próbujący
zawłaszczyć sobie całą przestrzeń, uzurpujący sobie prawo do wyłączności.
piątek, 29 kwietnia 2011 11:02
Mrówka
przyzwyczaił się do wczesnego wstawania. Kiedyś potrafił spać przez pół dnia,
by buszować po nocach. Teraz o 6 otwiera oczęta i nawet na urlopie wymyśla
sobie zadania.
Gdy zakupił
uroczy, stary kredens z błogim uśmiechem ustawiał na nim książki. Postanowił
zrobić w nich porządek i poukładał je alfabetycznie, tylko po to, by dwa dni
później przestawić je wedle wydawnictw, a dzisiejszej nocy nowa myśl –
poukładam je wedle uwielbienia. Jak pomyślał, tak uczynił.
Rano prał
czyste ubrania. Dwa tygodnie zalegania w komodzie, zapewne sprawiły, iż są już
nieświeże.
Odkurza, myje
podłogi, wyciera kurze, przestawia naczynia w kuchennych szafkach, tak, że
Gwiazda wścieka się nie mogąc znaleźć rano talerzy.
Dopiero, gdy
usiądzie zmęczony z kubkiem kawy, zapala papierosa i zdaje sobie sprawę, że to
wszystko, to odganianie smoków, które krążą nad nim niestrudzenie. Smoków,
które poniekąd sam wymyśla. Żeby za dużo nie analizować, nie myśleć, nie
mrówkować, włącza muzyką tak głośno, jak się tylko da i wykonuje swoje
codzienne czynności, poszerzone o nowe działania, zakrawające na lekką
psychozę.
2012
Coś mnie podkusiło,
aby odwiedzić stare miejsca. Miejsca, w których bywałem, gdy przyjeżdżałem do
Miasta Piernikiem Pachnącego jeszcze za czasów liceum. Sentymentalną podróż
rozpocząłem wejściem do Starego Anioła i odechciało mi się wszelkich
sentymentów. Z klimatycznej piwnicy, którą pieściłem w pamięci, miejsce to
zamieniło się w dresiarskie coś o koszmarnym wyglądzie. Stary Anioł, to Upadły
Anioł...
Jedynie Tratwa wciąż bez zmian gościnna, przyjazna i wspomnieniami okraszona...
2013
Dni spędzone nad
jeziorem schowanym w lesie wypełnił grzebaniem w sobie. Zastanawiał się za czym
tęskni, czego potrzebuje, by się obudzić, by zacząć żyć tak, jak mógłby, gdyby
nie.
Dni spędzone w
otoczeniu gromadki mniej lub bardziej znanych mu postaci, uświadomiły mu, że
wśród ludzi żyć już nie potrafi. Starał się być niewidoczny, a gdy podenerwowanie
osiągało apogeum, zabierał książkę, gruby koc i szedł nad jezioro, gdzie
spędzał godziny na czytaniu, nie mogąc się jednak na nim skoncentrować.
Zastanawiał się dlaczego nie potrafi już wyrażać swojego zdania, dlaczego, gdy
heteryczka wmawiała mu, że życie geja jest zajebiste, miał płacz na końcu nosa
i przerwał w pół słowa nie kończąc myśli, że chciałby urodzić się chłopcem
heteroseksualnym,
że oddałby za to wszystko, choć nic już nie ma do oddania.
Obserwował dwóch chłopców zakochanych w sobie po uszy i po cichu zazdrościł im
początku miłości, tej łatwości z jaką się rozumieją, błyszczących oczu, gdy na
siebie patrzą, przelotnych muśnięć i pocałunków. Przypominał sobie jak
zaczynali z Ka, jak bardzo byli siebie ciekawi. Pamięta zasypianie przy nim i
wsłuchiwanie się w jego oddech, ze strachem, że za chwilę go nie usłyszy.
Chodząc wokół jeziora, gdzieś w środku opowiadał mu o tym, jak wspaniałe były
wyprawy na ryby z ojcem, bratem i siostrą, gdy jeszcze był mały, gdy nic nie
zapowiadało porażki jego życia. Snuł historyjki
o łapaniu żab do wiaderka i zwiedzaniu starego młyna, o budowaniu szałasów,
hodowaniu jaszczurek i pająków, a na koniec opowiedział mu
o śmierci dziadka, którego bardzo kochał i tym, co działo się później; o tym
jak mama zaciągnęła go do kochanki dziadka, by publicznie prać rodzinne brudy;
o powrocie ojca w środku nocy i pudełku kredek, które przywiózł mu z wyprawy do
Berlina; o tym, jak szedł za trumną i nie do końca wiedział, że to koniec.
27.04.2014
Dawno nie uciekał tak intensywnie.
Pierwszy trzeźwy dzień uświadamia, że nie pamięta
kiedy ostatnio brał leki. Trzęsące się dłonie i napady płaczu niby bez
przyczyny. Żeby cokolwiek poczuć ranił siebie i pozwolił robić to innym.
Telefon z odległego kraju przypomina mu, że potrafił
być szczęśliwy z drugim człowiekiem. Uśmiecha się na myśl, że za niewiele ponad
3 miesiące znów staną naprzeciw siebie. Beczy, bo zdaje sobie sprawę z tego,
jak bardzo tęskni. Słucha słów, którymi się pragnie nakarmić na zapas, choć nie
wierzy w miłość, nie w taką, choć właśnie w tę przecież chciałby wierzyć, w tę niewinną,
bez seksu i zazdrości, bez wymagań poświęcenia się dla drugiego człowieka,
zatracenia siebie, by spełniać oczekiwania.
Chciałby już mieć te zielone oczy przed sobą. Chciałby
się wtulić i poczuć bezpiecznie. Móc mówić o wszystkim co ważne i błahe. Iść na
spacer i pić oranżadę. Przy nim wszystko jest takie proste i naturalne. Przy
nim wszystko, co roztrzęsione uspakaja się...