Kiedy tak siedział w poczekalni oświetlonej jedynie zimnym, sztucznym światłem jarzeniówek miał wrażenie, że czas na zewnątrz przyspieszył, że odkąd usiadł pod białą ścianą minęły tygodnie, a może miesiące, a gdy stąd wyjdzie, zastanie świat opatulony pierzyną miękkiego śniegu.
Padał deszcz, a on padał ze zmęczenia i zniechęcenia. Nie chce próbować już niczego innego, żadnych skuteczniejszych wynalazków. Raz kozie śmierć. Raz mrówce spokój i zmrożone ukojenie z czarnego szkła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz