1.07.2014

Mysli w dymnych oparach

Zrobił sobie przerwę w pracy i dokładnie w tym momencie o parapet uderzyły ciężkie krople deszczu. Świat za oknem jest równie przygnębiony, jak on, pomyślał i zapatrzył się w ciemną zieleń drzew.

Któregoś dnia, tuż po odłączeniu kroplówki, zsunął się z łóżka i tak, by nikt go nie zauważył, wymknął się z oddziału. Raz gubiąc drogę wydostał się z budynku, przed którym oślepiło go słońce. Zakręciło mu się w głowie, ale mocno ściskając w dłoni paczkę fajek, parł przed siebie.

Przycupnął w cieniu drzewa, opierając się o szorstką, omszałą korę. Palce mu drżały, gdy wysunął z pudełka pierwszego papierosa, a odpalając go nad jego głową musiała pojawić się chmurka z transkrypcją myśli - TEGO MI BYŁO TRZEBA. Uśmiechnął się lekko i wypuścił spomiędzy warg kłęby dymu.

Palił zachłannie, ale myślał leniwie. Leniwie też przyglądał się światu, za którym wcale nie tęsknił. Stracił rachubę dni, a wraz z nią chęć do czegokolwiek. Początkowo wystraszył się myśli, że kończy mu się czas, że nie zdąży przeczytać wszystkich książek, które ma na swojej liście, że może nie poznać tajemnicy Szafowa; a później przyszła ulga.

Jedyne czego się boi, co prawdziwie go przeraża, to fakt, że może zostawić Zezowate Szczęście. Na myśl o nim w schronisku do oczu napływają łzy. Siedząc pod drzewem, które w danej chwili było jedynym oparciem, w głowie wertował listę znajomych, którym mógłby powierzyć to, co kocha najbardziej na świecie, ale nikogo takiego nie znalazł. Nie ma nikogo bliskiego, kogo mógłby poprosić o przejęcie odpowiedzialności i próbę pokochania Szczęścia.

Zamknął oczy i myślał o bajce, którą czytał mu brat, gdy był małym chłopcem. Bajka ta była o Nieumiałku i bawiła ich do łez. Po kolejnym papierosie zaczął opowiadać bratu, jak bardzo za nim tęskni. Za nim i resztą rodziny, za ogrodem babci i krzaczkami maków, które o tej porze roku zwieszały ku ziemi łodyżki ciężkie od nabrzmiałych pąków. Zastanawiał się czy brat by go zaakceptował takiego jakim się stał, z wszystkimi wadami, których nie potrafi się pozbyć, z listą jednorazowych kochanków dłuższą niż rolka papieru toaletowego, ze zmarnowanym życiem, pozbawionego planów, bez marzeń innych niż butelka zmrożonej wódki i stos książek przy łóżku. Sam siebie nie lubi, czasami wręcz sobą gardzi, więc nie zdziwiłoby go, gdyby brat też nie chciał go znać.

Podniósł się i ruszył w drogę powrotną do miejsca, w którym co jakiś czas dotykają go ciepłe dłonie. Dotykają i zadają ból, do którego zdążył się już przyzwyczaić. Przynajmniej nikt go tu nie oszukuje, że nie będzie bolało.

Brak komentarzy: