Czasami zastanawia się, jak to jest z tymi psiarzami i
kociarzami. Kto jest lepszy, bardziej introwertyczny, egoistyczny… Za każdym
razem dochodzi do wniosku, że wszystko zależy od charakteru osobnika; poza tym,
ludzie kochający swoich pupili nie mogą być źli; no i oczywiście zwierzęta jest
łatwiej kochać niż ludzi, bo są od nich lepsze.
Przypadek sprawił, że akurat to lato spędzał w lesie. Las
ponoć zamieszkiwały łosie, ale jedynym, jakiego czasami widywał, był ten w
lustrze. Za lasem mieszkali znajomi Piciego i traf chciał, że Mrówka zawitał do
nich pewnego słonecznego dnia. W trawie przy studni wylegiwała się ogromna,
kolorowa kotka z pięcioma maleństwami. Spośród kłębowiska łapek i ogonków
spojrzały na niego niebieskie oczka i już wiedział, że ich właściciel należy do
niego, że są sobie przeznaczeni. Wyłowił małe, rude, kudłate stworzonko i
pokochał je miłością bezwarunkową, ot tak, w jednej chwili. Całował mały,
różowy nosek, przytulał stworka i ciągle powtarzał, że teraz już zawsze będą
razem i zostaną najlepszymi przyjaciółmi.
Kilka tygodni czekał, aż kotek będzie na tyle duży, by mógł
go zabrać do domu. Stało się to bodajże na początku lipca. Do tego czasu
wymyślał imiona, zapisywał je na kartce i długo im się przyglądał. Borys,
Sasza, Natasza… Mimi zaproponował Humongous… jednak Mrówka już wtedy wiedział
jak ma na imię rudy kociak i nie mógł mu nadać żadnego innego imienia.
Od pierwszego dnia rudzielec chodził za nim krok w krok i
cicho popiskiwał, a że Mrówka ciągle do niego gadał, to biedak nie nauczył się
miałczeć, jeno wydaje z siebie dziwne dźwięki typu – uriałłł, ou i inne takie.
Ou to w jego języku tak, gdyż zawsze właśnie w ten sposób odpowiada na pytanie
o jedzonko.
Małe Zezowate Szczęście zawładnęło mrówczym życiem,
poduszką, kolanami, kubkami i talerzem. Musiał spróbować wszystkiego, co jadł
Mrówka, ze szpinakiem na czele, dzięki czemu rósł jak szalony i do Miasta
Piernika przyjechał trzy razy większy niż był początkowo. Później rósł dalej i
chyba trochę przesadził, bo doszedł niemalże do rozmiarów całkiem pokaźnego
rysia.
Mimi przestrzegał przed bezstresowym wychowywaniem, ale
Mrówka zapierał się, że nie będzie ingerował w kocią naturę; może dlatego
Zezowaty go zdominował i przejął władzę w domu. Zrzucał z półek wszystko, co
stało mu na drodze do szczęścia, nawet ukochany mrówczy adapter zaliczył lot z
komody na parkiet. Jednak Mrówka nie krzyczał, nie wytykał błędów, a winę brał
na siebie – przecież to on ustawiał rzeczy tak, że ograniczały kocią
przestrzeń. Nawet na wściekłe gryzienie nie potrafił zareagować jak Super
Niania. Śmiał się i nazywał te ataki wściekiem dupy, a później tłumaczył się
wszystkim z licznych zadrapań pokrywających jego ręce.
Zezowaty nigdy nie nauczył się pić ze swojej miseczki.
Patrzył na Mrówkę i jakby mówił – ty pijesz z kubka, a ja mam miskę? Pogięło
cię? Przecież jesteśmy tacy sami – i wsadzał dziób do wszystkich kubków
pozostawionych bez opieki. Dlatego pewnego dnia Mrówka przyniósł z kuchni swój
ulubiony pękaty kubeczek, nalał do niego mineralnej wody i stawiając go na
kredensie powiedział – To dla ciebie łobuzie. Od tamtej pory obaj są
szczęśliwi, a Zezowaty sprawdza jedynie kubki gości, gdyż a nóż będzie w nich
coś dobrego.
Przez półtora roku wyrobili sobie wspólne rytuały i Zezowaty
bardzo nie lubi, gdy Mrówka narusza zasady. Tak więc każdego ranka ścigają się
do kuchni [czasami nawet Mrówka wygrywa] i Zezowaty próbuje łapka otwierać
drzwi. Mrówka cichaczem naciska klamkę i mówi dumny: Pięknie kochanie! Dzielny
chłopak sam drzwi otwiera. A Zezowaty w tym czasie z ogonem w górze ociera się
o mrówcze nogi i pomrukuje. Później pada pytanko: Chcesz jedzonko? I kocia
odpowiedź: Ou. Dopiero po zaserwowaniu śniadania Mrówka wstawia wodę i
przygotowuje sobie kawę – ma w życiu przecież priorytety!
O Zezowatym Szczęściu mógłby opowiadać bez końca, o tym, jak
się zmieniał z czasem, jak zaczął rozpoznawać mrówcze nastroje i na nie reagować, jak stoi rano nad głową i
gapi się, jakby siłą woli chciał go obudzić, a gdy mu się to znudzi, to czasami
bezczelnie pacnie Mrówkę w twarz, a jego desperacja mówi wtedy: Ej, stary,
wstawaj. Głodny jestem. Kuwetę trzeba mi sprzątnąć.
Jak teraz wyobrazić sobie życie bez niego? Bez tego Szczęścia,
które jedyne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz