6.11.2013

skały



Nigdy nie lubił tego dnia, więc gdy się nieuchronnie zbliżał, jego nastrój drastycznie opadał z godziny na godzinę. Wracając w czwartek wieczorem z pracy dostał na ulicy ataku histerii i nie był w stanie zapanować nad płaczem, nie potrafił też sobie tego później racjonalnie wytłumaczyć. Chciał być sam ze sobą, żeby nikt mu nie pierdolił, co ma robić; nie chciał też kolejny raz słuchać o erotycznych ekscesach Tisiego czy bałaganie w życiu Gwiazdy. Spokojnie odetchnął  dopiero, gdy zamknęli za sobą drzwi i pomknęli do rodzinnych domów, a on nalał sobie do szklanki zmrożonej wódki i włączył trzeszczącą płytę, która kołysała go dźwiękami starego jazzu. Palił długie czarne papierosy i wspominał przeszłe miłości, chłopców i mężczyzn, którzy przewinęli się przez jego życie wnosząc w nie nowe doświadczenia i zabierając ze sobą to i owo. 

Wspominał dziecięce rywalizacje z bratem w zjadaniu pączków produkowanych zimą hurtowo przez babcię i tropienie Maćka w ogrodzie. Przypomniał mu się też jego pierwszy pies, którego dostał od cioci, mały łaciaty Fafik, który rósł z zastraszającą prędkością i z zapałem przewracał Mrówkę w zaspy, poczym ściągał mu z głowy czapkę z wielkim pomponem i uciekał przed siebie, co chwilę odwracając się żeby sprawdzić, czy go goni. Gdy już go Mrówka dopadał, tarzali się razem w śniegu i ktoś obserwujący ich z boku widział zapewne tylko splątane z blond czupryną futro i wystrzelające w górę kończyny. To były jedne z nielicznych chwil dzieciństwa, gdy śmiał się pełną piersią, a łzy cieknące z kącików oczu, były oznaką przeogromnego szczęścia, które mu szybko i brutalnie odebrano.

Rodzice nie chcieli mieć w domu psa, więc przy byle okazji, jaką stała się drobna ułomność Fafika, zabrali go do weterynarza zapewniając Mrówkę, że jego ulubieniec szybko wyzdrowieje. Czekał pod drzwiami ponad godzinę i wybiegł na schody, gdy tylko usłyszał zbliżające się kroki. Rodzice wracali sami, a ojciec trzymał w dłoni plecioną z rzemieni smycz. Mały Mrówka nie rozumiał tego, co się działo, tego dlaczego tak bardzo boli i jak można zabić zwierzę tylko dlatego, że ma się takie widzimisię. Jego mała dziecięca duszka tego nie pojmowała i wcale z wiekiem nie pojęła.

Z zamyślenia wyrwało go tarabanienie do drzwi. Poderwał się z fotela, w którym przesiedział kilka godzin i chwiejnie pobiegł otworzyć. Spodziewał się sąsiada z dołu, który zazwyczaj narzeka na głośną muzykę i dziwne odgłosy, gdy Zezowate Szczęście szaleje ze swoimi zabawkami. Przed drzwiami jednak zastał kogoś innego. 

Stał tam z butelką hiszpańskiego wina i uśmiechem na ustach.  – Mam tego więcej. – powiedział i przecisnął się obok Mrówki zostawiając na jego policzku drapiący pocałunek. Rozebrał się i przyniósł z kuchni dwa kieliszki. Z zielonej szafki wyjął korkociąg. Zachowywał się, jakby był u siebie, jakby wciąż miał prawo wszystkiego dotykać i być tu, gdzie był. Podobała mu się ta jego pewność siebie, ale równocześnie budziła w nim gniew, bo jemu tak bardzo tego właśnie brakowało, tej lekkości bycia, naturalnej swobody w zachowaniu. 

Przez dwa dni zachowywali się, jakby czas nie istniał. Świętowali na wszelkie możliwe sposoby i było dobrze. Ale jak to w życiu nie tylko Mrówki bywa, wszystko co dobre, szybko dobiega kresu i wyskakuje jakiś diabeł z pudełka i rozpierdala atmosferę, burzy to, co zdążyło się odbudować. Nagle to, co nabierało sensu, straciło go, choć jeszcze trochę udawał, że nie ma żadnego problemu, bo nie chciał psuć sobie urodzin doszczętnie. Miłość jednak nie wystarcza, gdy dwoje ludzi ma zupełnie inne oczekiwania od siebie, związku i przyszłości, gdy inaczej tę miłość definiują. Choćby skały jęczały...

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

gdzieś w gąszczu myśli przypomniało mi się o Twoich urodzinach... przyjmij proszę spóźnione o kilka dni życzenia zdrowia, spokoju i szczęścia. ;) icek.

Anonimowy pisze...

gdzieś w gąszczu myśli przypomniało mi się o Twoich urodzinach... przyjmij proszę spóźnione o kilka dni życzenia zdrowia, spokoju i szczęścia. ;) icek.

Anonimowy pisze...

gdzieś w gąszczu myśli przypomniało mi się o Twoich urodzinach... przyjmij proszę spóźnione o kilka dni życzenia zdrowia, spokoju i szczęścia. ;) icek.

Anonimowy pisze...

upss....

Mrówka pisze...

Ależ intensywne te życzenia :P Dziękuję bardzo.

Unknown pisze...

co za wtopa!

Ja, må han leva! Ja, må hon leva!
Ja, må han leva uti hundrade år!
Javisst, ska han leva. Javisst, ska hon leva.
Javisst, ska han leva uti hundrade år!

Och när du har levat,
och när du har levat,
och när du har levat uti hundrade år,
ja då ska du skjutas,ja då ska du skjutas,
ja då ska du skjutas på en skottkärra
fram.

:)))

Mrówka pisze...

Taka wtopa to nie wtopa ptysiu:)))