29.10.2013

M & M, czyli pociągiem w nieznane rewiry



Ludzie przychodzą i odchodzą. Mijają się jak pociągi na stacjach. Czasami ma wrażenie, że jest składem stojącym gdzieś na bocznicy i tylko z boku obserwuje przetaczające się wokół wagony. Czasami ktoś mu pomacha, innym razem zamieni z nim dwa słowa w trakcie przesiadki, przysiądzie wypić kawę, by wkrótce o nim zapomnieć, ale większość go nie zauważa i nawet to lubi, tę swoją niewidzialność pośród maków wyrastających przy torach. 

W dawnych czasach, gdy jeszcze wiele podróżował, zatrzymał się na małej barwnej stacyjce i poznał Mimi, a poznał go chcąc od niego pożyczyć łyżeczkę, którą mógłby wydłubać sobie spomiędzy żeber obolałe serce. Mimi tego nie pamięta i teraz pewnie przewróciłby oczami i rzekł, że Mrówka miał przy sobie jogurt i po to mu była ta łyżeczka, ale Mrówka nigdy pewnych słów nie zapomina, bo słowa kocha ponad wszystko i wypełnia siebie nimi niczym watą, którą próbuje się uszczelnić, by nie przeciekał. 

Tak zaczęła się przygoda, w którą Mrówka wyruszył za Mimi. Czasami przysiadał na parapecie jego okna i obserwował z ukrycia zmiany, jakie wokół zachodziły. Nieraz podsłuchiwał rozmowy z gościem mieszkającym w czarnym kuble, a raz nawet Mimi przytargał owy kubeł do Mrówki na ciasto i zieloną herbatę i Mrówka musiał robić miejsce przy stole, a Mimi w tym czasie rozkładał przy talerzykach srebrne łyżeczki. Później zajadali się ciastem z owocami i pluli okruszkami wybuchając salwami śmiechu. Śmiechu, który często im towarzyszył, choć czasami nastrój nie dopisywał, bo każdy przecież ma lepsze i gorsze momenty w życiu; tych gorszych zdawało się być zdecydowanie więcej, ale zawsze znalazł się sposób na mniej lub bardziej soczysty uśmiech.

Któregoś wieczoru Mrówka wybudzony z gorączkowego snu ujrzał na skraju łóżka faceta ubranego w bojówki, fleka i czarne błyszczące glany. Na kolanach trzymał kosz malin, a spod pachy wystawał mu bejsbolowy kij. Maliny były dla zdrowotności fizycznej, natomiast kijem gość przysłany przez Mimi miał doprowadzić do porządku mrówczą głowę. Przypomniał sobie dziś tę sytuacje w autobusie, gdy stanął nad nim chłopak w skórzanej kurtce. Od razu przed oczami pojawił mu się Mimi w sklepie, wsadzający nochal pomiędzy wieszaki ze skórzanymi ubraniami i zaciągający się zapachem, który jego zmysł powonienia doprowadza do orgazmu. Wyobraził sobie jak mara rękawy, a te skrzypią i trzeszczą pod jego szczupłymi, długimi palcami, a on sam z zachwytem przymyka orzechowe oczy w kształcie migdałów. Co go tak w tym kręci? – pomyślał Mrówka i delikatnie przesunął się w stronę obcego mężczyzny, rozejrzał dyskretnie sprawdzając, czy nikt go nie obserwuje. Droga wolna, szpiegów nie ma, zatem przechylił głowę na lewe ramię i głęboko zaciągnął się zapachem ramienia odzianego w czarną skórę. Hm… wyczuł lekką woń dymu, przyjemnych perfum i czegoś jeszcze, czego nie potrafił zidentyfikować, ale było nadzwyczaj męskie, samcze wręcz. Po ponownym zaciągnięciu się otworzył oczy i spojrzał na kurtkę… skóra… ciekawe jakie zwierze z niej obdarli, by mógł ją założyć na siebie człowiek? – zastanawiał się ze smutkiem, a później uśmiechnął się i pomyślał, że gdyby Mimi usłyszał jego myśli, przewróciłby koncertowo oczami i pokazał mu język, a może nawet szepnąłby mu coś w stylu – Nie wiesz, co tracisz. – i zachichotałby szaleńczo. 

Cdn.

2 komentarze:

Emma Ernst pisze...

Fajnie, że Cdn. :)
Czekam :)

Anonimowy pisze...

Ja też. brzmi jak bajka