Czasami za wszelką cenę próbujesz
wyzbyć się wszelkich emocji, zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Chcesz być
nieczuły, chłodny, pozbawiony uczuć. Łykasz tabletki i przenosisz się na drugą
stronę, tę, po której panuje wielkie NIC. Ale to Nic na długo nie zadowala,
choć początkowo odpoczywasz i myślisz, że tak właśnie wygląda raj – nic nie
czujesz, jesteś lekki. Z czasem jednak zaczynasz tęsknić i wydaje ci się, że
cały jesteś zbudowany z tęsknoty, a obojętność, to najgorsze, co możesz w sobie
pielęgnować.
Czytasz słowa o metamorfozie drzewa,
myślisz o tym i zdajesz sobie sprawę, że dotychczas stanowiły one jedynie
estetyczne doznania, nic więcej, nic mniej. Jutro idąc do pracy spojrzysz na
nie zupełnie inaczej, świat będzie inny, nowy, a czerwień liści już zawsze
będzie miała powiązanie z człowiekiem, który pokazał ci inny wymiar
cykliczności natury. Uśmiechasz się i powątpiewasz we własne słowa, że nic nie
ma sensu.
Mija rok odkąd jesteś sam. Cholernie
długi i ciężki rok. Rok bez Mamity, Majne Szwester, Buni. Musiałeś się nauczyć
żyć bez nich. Nie możesz sobie powiedzieć, że już jest ok., że to nic nie
szkodzi, że zatrzasnęli przed tobą drzwi, że nie masz już domu, bo to kurewsko
boli i zdajesz sobie sprawę z tego, że skoro odrzuciła cię rodzina, to naprawdę
musisz mieć w sobie coś złego, zepsutego i paskudnego. Próbujesz jednak to złe
w sobie głęboko schować i nie robić naburmuszonej miny. Idziesz dalej. Nie masz
innego wyjścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz