9.02.2012

Z Piotrowego lasu

*
Trzeciego dnia wstaję z łóżka. Powoli wynurzam się spod ciepłej kołdry i schodzę na dół. Piotr siedzi przy stole nad kubkiem parującej kawy, spogląda na mnie i uśmiecha się.
Jak się znaleźliśmy? Jak to możliwe, że ma w stosunku do mnie tę anielską cierpliwość i wyrozumiałość. O nic nie pyta i pozwala mi milczeć, gdy przyjeżdżam do niego w totalnym rozpadzie. Spokojnie czeka, aż sam zacznę mówić. Za nic mnie nie potępia, nigdy nie krzyczy, nie głaszcze pogłowie. Pozwala na pełnię mego człowieczeństwa. Gdy inni nie są w stanie zaakceptować moich wyborów, on je po prostu przyjmuje do wiadomości, niczego nie neguje, niczego nie zachwala. Podoba mi się wolność, którą mi oferuje.
- Co dziś będziesz robił? – pyta jakbym każdego dnia wstawał o świcie i rozplanowywał kolejne godziny.
- Jeszcze nie wiem. Chyba najpierw się wykapię, bo śmierdzę, a później pójdę na spacer po lesie.
Piotr wybucha śmiechem.
- Zapoluj na łosie. – mówi gdy wracam z łazienki i kładzie na stole aparat. – Masz tu też rękawiczki i wełniane skarpetki. Załóż moją kurtkę, bo to w czym tu przyjechałeś nie nadaje się na wyprawy do lasu. Przynajmniej nie zimą.
- Ok. – mówię i nalewam sobie z dzbanka kawę z imbirem.
O 9 opatulony wełnianymi gałgankami wychodzę z domu. Mroźne powietrze wdziera się do płuc wraz z pierwszym oddechem. Mam wrażenie, że rozdziera mnie od wewnątrz na strzępy. Boli. Chcę zawrócić, ale idę przed siebie, a kłęby pary wydostające się z mych ust przysłaniają drogę. Tylko się nie zgub, myślę i zbiegam z górki. Dom znika za moimi plecami. Jestem w lesie. Zaczynam się bać. Gubię się nawet w mieście, bo natura nie wyposażyła mnie w instynkt. Boję się, bo jestem sam na sam z własnymi myślami. Boję się, bo tęsknię. Boję się, bo zgubiłem się w sobie. Jestem jedynym łosiem w okolicy, myślę sobie i mam ochotę się rozpłakać, ale tego nie robię, bo jeszcze zasnąłbym ze zmęczenia pod jakimś krzakiem i zamarzł. Depczę po śladach zwierząt. Ciekawe czy są tu dziki, zastanawiam się przez chwilę, wymiotuję kawą na własne buty, bo przypomniała mi się scena ze stadniny opisana przez Brooke. Dwa ostatnie rozdziały czytałem w dyliżansie wiozącym mnie do lasu. Początkowy chichot zamienił się w płacz gdy Brooke gołymi rękami kopała grób dla porzuconego psa. Nie mogłem pozbyć się tego obrazu. Wciąż mnie prześladuje. Wspomnienie. Gdy byłem małym chłopcem miałem kota, który zmarł. Owinąłem go w różowy kocyk i urządziłem mu pogrzeb na łące. Na kopcu ziemi położyłem polne kwiaty. Nie płakałem. Nie wiedziałem czym jest śmierć. Powiedziałem, że przyjdę jutro. Następnego dnia okazało się, że dzieciaki z okolicy wykopały mojego kota i wydłubały mu oczy. Zostawiły zbezczeszczone ciałko w trawie. Oczu nigdzie nie było. Nie rozumiałem dlaczego to zrobiły, tak jak nie rozumiałem dlaczego chłopcy mają wielką uciechę dmuchając żaby, rzucając w bezpańskie psy kamieniami, podpalając lupą biedronki. Do dziś nie rozumiem dlaczego dzieci potrafią być tak okrutne. Nienawidzę ludzi.

Po powrocie do domu zasypiam. Śnię własne dzieciństwo. Same obrzydliwe sceny. Budzę się i mam ogromną ochotę się do kogoś przytulić. Jestem sam. Nic nie rozumiem.

**
Wstaję. Jestem zmęczony ciągłym zmęczeniem.
Pierwszy raz od przyjazdu włączam komputer. Chcę sprawdzić pocztę. Brooke pewnie skończyła kolejne rozdziały. Chcę napisać do Emmy, bo przecież obiecałem, że będę się odzywał, a milczę od… no właśnie, od kiedy? Ile czasu już tu jestem? Dni nie mają dat.
Nie ma internetu. Kurwa!

***
Postanowiłem upiec ciasto. Ubijam białka, dodaję mąkę, olej, startą marchewkę, kakao, cynamon, proszek do pieczenia, imbir, mleko, brązowy cukier. Wszystko w odpowiedniej kolejności mieszam, miksuję, kręcę. Gotową masę przelewam do tortownicy i wstawiam do piekarnika. Dłonie pachną mi słodką marchewką. Myślę o zapachach. Jedni kojarzą ludzi kolorami, ja kojarzę zapachami. Zielona herbata wciąż mnie prześladuje. Kładę głowę na stole i bezkarnie oddaję się pieszczocie wspomnień.
Kurwa, wyszedł mi zakalec.

****
Piotr wraca wcześniej i nakrywa mnie na histerii. Szlocham i duszę się na zmianę, więc gdy zauważam jego obecność próbuję doprowadzić się do ładu i wycieram twarz rękawami. Piotr podaje mi chusteczki
– Masz gile na policzku. – mówi i obaj wybuchamy śmiechem. – Co się stało?
- Upiekłem zakalca.
- Płaczesz na zakalcem?
- Moje życie to zakalec. Pieprzony zakalec Piotrze.

*****
Wyglądam przez okno, na którym mróz wymalował piękne wzorki. Nigdy już niczego nie namaluję, myślę i zaczynam się z tego cieszyć. Czuję się lżejszy.
Zakładam piotrową kurtkę, owijam się wełnianym szalikiem i wychodzę przed dom. Siekiera wbita w pieniek kusi tę część Mrówki, która chce być prawdziwym mężczyzną, a nie jakimś przegiętym pedałem. Wczorajszy zakalec nagle staje się niezbitym dowodem na to, że do kuchennych prac zupełnie się nie nadaję. Może zostanę drwalem? Rzucę wszystko w pizdu i pojadę w góry, znajdę pracę w tartaku i będę rąbał drwa, aż wióry będą śmigać wokół niczym deszcz meteorytów w sierpniowe noce.
Siekiera nie jest duża. Dobrze leży w dłoni. Kiedyś całkiem nieźle mi szło rąbanie, mówię sam do siebie i śmieje się ze skojarzeń. Do roboty mały zboczeńcu. Rach ciach ciach, ale fajnie.
5 kilometrów do najbliższych sąsiadów, do szpitala jakieś 40, a tobie się kretynie zachciało w drwala zabawy. Co za debil!!!
Po dokładnych oględzinach okazuje się, że prawdopodobnie nie wykrwawię się na śmierć, a palec nie odpadnie, bo go sobie nie odrąbałem, tylko rozciąłem. Woda utleniona, kilometr bandaża i plaster – będę żył, ale gdy czuję w nim pulsowanie, znów mam ochotę zemdleć.
*****
Odechciało mi się pisania.

8 komentarzy:

Brooke pisze...

Mrówko, ja kocham zakalec:)

Mrówka pisze...

Było się wcześniej z takimi wieściami wychylić - nie płakałbym i nie wyrzucił, a zapakował i wysłał:)

Brooke pisze...

Widzisz? dla mnie ciasto bez zakalca to nie ciasto. Zawsze grzebię i jak nie ma, mówię: łe, nie ma zakalca? Ale dupowate ciasto! ;]

Emma pisze...

fajnie mieć takiego Piotra z takim lasem :)

Mrówka pisze...

Brooke - nie no, aż tak? Chyba mógłbym zostać Twym nadwornym cukiernikiem, ostatnimi czasy same zakalce.
Emm - prawda?:) Czasami myślę, że mógłbym tam zostać na wieki.

Emma pisze...

gdybym tylko mogła, to bym została :)

Mrówka pisze...

Właśnie, niestety nie zawsze możemy robić to na co mamy ochotę.

Brooke pisze...

nadwornym? ależ to ja musiałabym mieć dwór:)