22.01.2012

Kocioł

Mrówka obserwuje go kątem oka wrzucając kiełki na patelnię. Kroi wędzone tofu i sojowe parówki myśląc o jego twarzy. Skaleczył się w palec przez nieuwagę. On chwyta mrówczą dłoń i wkłada sobie krwawiący palec do ust. Mrówka wyrywa się jak oparzony i wrzeszczy na niego. Krew. Nie można się z nią obchodzić tak beztrosko. Krew może mieć w sobie różne badziewia. Mrówka robił co prawda badania, ale wciąż nie może nadziwić się swojej głupocie, przecież Ka sypiał z innymi… na ile wierzył w swoją nieśmiertelność? Tego Mrówka nie wie, ale pomimo negatywnego wyniku wciąż się boi.

Szorstki męski policzek. Palce opierają się chwilę poczym wędrują ku niemu. Takie policzki z trzydniowym zarostem zostawiają zaczerwienienia na cienkiej mrówczej skórze. Zawstydzona dłoń szybko się cofa i Mrówka chowa ją w kieszeni. Nie ma, nie było, wcale tego nie zrobił, nikt niczego nie widział.

Dotknąć czyjejś twarzy, to przekroczyć granicę. Mrówka stoi na granicy i za wszelką cenę stara się zawrócić. Cofnąć do lasu, do swojej samotności, w której tyle miejsca dla innych i równoczesny opór wobec wkroczenia kogokolwiek na jego teren.

Dotknąć czyjejś twarzy… twarzy mężczyzny… to takie intymne… bardziej niż klęczenie przed nim z przyrodzeniem w ustach… to nie stwarza takiej bliskości, jak policzek zamykany w dłoni. Ten moment gdy bezkarnie i bezwstydnie możesz dotknąć warg, tworzyć i wygładzać zmarszczki na czole, wodzić palcami po nosie, głaskać skronie. W normalnych warunkach rozświetlonej choinkowymi lampkami kuchni nie jest w stanie tego zrobić. To by oznaczało, że się przywiązuje, a przecież przywiązywać się nie chce, co najwyżej związać go można, ale to już inna bajka.

Którejś nocy, gdy kolejny raz stanął na krawędzi własnych zahamowań ujął tę twarz w dłonie. Dotykał jej by sprawdzić czy jest prawdziwa, czy rysy są szczere, czy nie są maską nałożoną, by go zmylić, oszukać, wykorzystać tę dziecinną naiwność. Dotykał tej twarzy i przez chwilę wypełnił się nadzieją na normalne życie. Nadzieja równie szybko i niespodziewanie jak się pojawiła, zrobiła puf i ślad po niej nie pozostał. Mrówka zatopił usta w jego ustach i zapomniał o chwilowej niepoczytalności umysłu.

Nikomu nie będzie już o sobie opowiadał. Nie będzie więcej wspólnych obiadów.
Nie zakocham się w Tobie. Myśli i chyba to mówi, choć nie ma pewności czy na głos. Zaciera się granica pomiędzy myślą a mową. Popołudnie kończy się nie przy stole, a na stole. Szybko, zdecydowanie, bez kłapania dziobem i pogawędek w międzyczasie. Z gadaniem w łóżku też trzeba skończyć; łóżko to ten wymiar, gdzie może się wypsnąć coś, co powinno zostać w środku. I wara od mojego łóżka, tu nikt nie ma wstępu.
Idź już sobie.
Poszedł.

1 komentarz:

Emma pisze...

na pewno wróci ;-)