Działanie pod wpływem emocji to mrówcza domena. Rzucanie słów w przestrzeń, bo pojawiły się akurat na końcu języka i trzeba je wypluć. Zamiast przeżuć, pogryźć je dokładnie, otwiera pyszczek i wypuszcza bańki mydlane, które się rozpryskują i kropelkami osiadają na innych. Oni nie zawsze potrafią odczytać tych słów znaczenie, bo Mrówka ironizuje, zaprzecza, wyjaławia wyrazy z emocjonalnych zabarwień, bo nie chce… bo trzyma swoje małe piąstki wciąż na wysokości twarzy, tak by się nimi zasłonić, by nie pokazać siebie, by nie dać się zdzielić pomiędzy oczy. 
Wszelkie relacje z ludźmi są systematycznie niszczone. Już się nie dziwi, że nawet rodzina się go wyparła jakiś czas temu, że cisza wokół i samotne święta w lesie, gdzie nie ma zasięgu i tylko książki, które przeniosą w inny świat, grzane wino i ciemność za oknem. Święta? Jakie zresztą święta? Trzy dni wolne od pracy, choinki nie będzie, niczyim ciałem ni krwią dzielenia, kolęd, pierników, reniferów i kubków w śnieżynki. Tylko Mrówka i jego pudełko z tabletkami, jedna na sen, druga na ze snu wybudzenie, trzecia na uśmiech, czwarta na bladą cerę, piąta na szczupłe ciało, szósta chuj wie na co...
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz