Wciąż, gdzieś tam w środku, czuję się zafałszowany, nieswój, nieznany i obcy zupełnie. Nic przez chwilę rozproszone, znów kondensuje się we mnie, panoszy, mości sobie posłanie i włazi do oczu, z których bezczelnie się na mnie gapi, gdy zaglądam do lustra. Nic się tam nie zmieniło, wciąż napotykam odbicie jakiegoś chłopca, nie mężczyzny, wciąż blada twarz, tylko piegi pogubione, różowe usta ni małe, ni duże, tylko te oczy z tępym wyrazem wioskowego kretyna, puste, nic nie mówiące; tylko one mnie przerażają, bo jakby jeszcze bardziej nie moje, niż cały ja nieswój.
Aby wydawać się sobie bardziej swojski, kupuję książki już nie na sztuki, a na kilogramy. Niemalże każde wyjście z domu kończy się przytarganiem kilku egzemplarzy. Zastawiłem nimi komodę, kredens, etażerkę, parapet, półkę pod nim; dochodzi do tego, że nie mam gdzie postawić kubka z rumiankiem, bo wszędzie słowa; słowa obce, którymi wypełniam się szczelnie bezczelnie, by nie myśleć, by odwrócić uwagę od nie swojej postaci, która w moim łóżku, w mojej bluzie, z moimi rysami twarzy, moimi dłońmi, w których moja książka, a moje oczy wgapiają się w grafikę Wyspiańskiego i nagle przebłysk z dzieciństwa, że ta mała Główka Helenki wisiała kiedyś w moim pokoju. Tylko ja nieswój.
Gwiazda w ramach zabawiania mnie opowiada wciąż od nowa tę samą historię, swoją historię nieszczęśliwej miłości, miłości, która trwa i jest nieszczęśliwa, dzięki czemu Gwiazda jest szczęśliwa, gdyż uwielbia być nieszczęśliwa. Niemalże każdy wieczór wygląda tak samo. Przychodzi, siadamy naprzeciw siebie, odpalamy jednego od drugiego i w kłębach dymu ona snuje swą niekończącą się opowieść, a ja nieskończenie znudzony gaszę w pękatym brzuszku popielniczki kolejne papierosy. Ona mówi: Nie martw się o mnie. Będzie dobrze. Wszystko sobie poukładam. I przez chwilę robi mi się wstyd, bo się o nią nie martwię, tak jak sam nie martwię się o siebie nie swojego, jak inni się o mnie nie martwią.
2 komentarze:
Znam kilku takich ludków, których sensem życia jest nieszczęście.
Ograniczam kontakty z takimi do minimum, w obowie przed zarażeniem.
Skoro Mrówka kupuje książki na kilogramy, to pozwolę sobie zaproponować książkę Philippe Besson "Przypadkowy mężczyzna".
Od razu zaznaczam, że owa książka nie kończy się chapi endem, ale pomimo to warto ją przeczytać:)
Jeśli chodzi o pana Besson, to czytałem "Pod nieobecność mężczyzn" - jego debiut, i widzę, że pan ten nie lubi happy endów. "Przypadkowego mężczyzny" niestety nie udało mi się do tej pory zdobyć, ale tym intensywniej będę szukał, skoro Wu poleca:)
Prześlij komentarz