Czasami szukam jeszcze w sobie słów, historii, które
chciałbym opowiedzieć, ale niewiele tego. Bo cóż się dzieje w tym mrówczym
świecie? Niemalże nic. Po 20 latach wegetarianizmu powoli przechodzę na
weganizm, by żyć w zgodzie z samym sobą. W tym celu też podziękowałem P. za
przyjemnie spędzony czas i życzyłem powodzenia na dalszej drodze życia, bo to
co było między nami sensu żadnego nie miało. Bycie z kimś kogo się nie kocha do
niczego nie prowadzi, a jedynie jest próbą przekłamania rzeczywistości.
Wiodę zatem żywot pojedynczy, wieczory spędzam z kotem i
książkami, a od czasu do czasu z kimś piwo czy kawę wypiję. Alkohol bardzo
ograniczyłem a i diabelskie ziele coraz rzadziej gości na salonach. Żyję niemalże
w trzeźwości, choć ze stałą dawką psychotropów szusujących we krwi, które
sprawiają, że świat jest do zniesienia, ale zbyt wiele od niego nie oczkuję.
Zaklepałem urlop w Krakowie i już przebieram nóżkami i
zastanawiam się, jakie książki zabrać i czy dwie na tydzień wystarczą. No ale
przecież tam też są księgarnie i w razie potrzeby coś kupię, choć z tym
kupowaniem to chyba przesadzam, bo w sierpniu wyszło 27 sztuk, a od 1 września
już ponad 10 zamówiłem. Coś sobie tym rekompensuję? A może mnie zwyczajnie
popierdoliło? Chuj z tym. Ważne, że sprawia mi to przyjemność.
Przyjemność również wciąż sprawia mi palenie, choć czasami
przez tydzień nie tykam paczki, by później ze zdwojoną siłą zaciągać się
kilkoma papierosami pod rząd. Palenie stało się niepopularne i wciąż słyszę, że
mam się przerzucić na elektroniczne patyczki. A takiego wała. Lubię zapach
dymu, zwłaszcza w deszczowe dni, na mokrym ubraniu. Coś mi ten zapach
przypomina, coś dobrego, choć nie pamiętam co. Straszenie rakiem też nie
pomaga, bo na coś trzeba będzie umrzeć przed emeryturą, a czy to będzie rak,
czy wypadek, czy zamarznięcie zimą w lesie…co za różnica.