Kiedyś myślał, że przyjaźnie są wieczne, że czas ich nie
niszczy, a jedynie umacnia, ale ten sam czas pokazał mu, że drogi ludzi się
rozchodzą, że zmieniają się priorytety. On też się zmienia. Staje się w pewnym
sensie konformistą i przyjmuje to, co daje mu życie, bez poszukiwania czegoś
więcej.
Dostał P., więc go ma. Przyjmuje go bez zastrzeżeń z
burczącym brzuchem i nieczytaniem, z głupim oślim śmiechem i pedantycznością, z
głośnym bekaniem i siwym pasemkiem na brodzie. To nie tak, że z nim nie czuje
się szczęśliwy, bo czasami to szczęście go zaskakuje, gdy siedzą naprzeciw
siebie lub budzi się obok nad ranem i słyszy ciche pochrapywanie. Uśmiecha się
wtedy i myśli, że kocha te chwile, w których przy P. czuje się szczęśliwy. Wie,
że nie jest to szczęście o jakim marzył, permanentne i wszechobecne, że nie
będzie domku na wsi i malw pod oknem, bo to były marzenia z Ka, z którym mógłby
na każdym bezludziu być szczęśliwy, gdyby nie to, że nie wyszło. Z P.
potrzebuje miasta i jego atrakcji, sklepów, kin, kawiarni i teatrów, miejsc, do
których mogą pójść i czas wypełnić. Potrzebują planów, których Mrówka wcześniej
bardzo nie lubił, nie akceptował wręcz, a teraz sam siada z telefonem w dłoni i
od aplikacji do aplikacji planuje ich podróże.
Czasami rozmawia z Ka. Czasami myśli, że wszystko mogłoby
się między nimi poukładać, bo obaj wreszcie dorośli, ale boi się tych myśli.